Senni pacjenci stawali w drzwiach, by go przywitać, pielęgniarki wychodziły naprzeciw, referując, co wydarzyło się pod jego nieobecność. Idąc korytarzem, wsłuchiwał się w przekazywane mu informacje, czasami skracając je. Tak naprawdę interesowały go szczegóły, bo z grubsza i tak wszystko już wiedział. Nie byłby sobą, gdyby podczas swojej nieobecności kilka razy nie zadzwonił na oddział dopytując co słychać, albo nie wpadł z niezapowiedzianą wizytą.
Modlitwa przed gospodarczym obchodem
Szpital był jego drugim życiem i domem, a stworzony przez niego na najwyższym piętrze budynku nowoczesny oddział otolaryngologii oczkiem w głowie. Umiejscowiony na końcu oddziału blok operacyjny, sala zabiegowa, świetlica dla pacjentów wyposażona w radio i telewizor. Wszystko nowe, lśniące, pachnące boazerią i świeżo położonym linoleum i farbą olejną. Bialska duma lat osiemdziesiątych. Idąc witał się z pacjentami ściskając im dłonie. Tak serdecznie, jak przyjaciel, a nie ktoś, kto czyni to z obowiązku. Dopytywał o samopoczucie, czy wszystko w porządku.
Nie lubił tracić dnia, szczególnie rankiem. Do pracy przychodził świtem. Nim pojawił się na oddziale, przystawał na krótką modlitwę w kaplicy znajdującej się w suterynie szpitala, a następnie robił gospodarczy obchód. Sprawdzał stan prac, o których informowali go kierownicy działów technicznych. Był bardzo wyczulony na bałagan i partactwo.
Ten szpital był jego dziełem. Gdy rozpoczynał jego budowę, nikt nie wierzył, że uda mu się tak szybko ją ukończyć. Tym, bardziej, że po sąsiedzku w Siedlcach rozpoczęto wznoszenie identycznego obiektu dużo wcześniej, a wciąż stał w powijakach. Podobnie w Zamościu i Chełmie. Budynek wyrastał w szczerym polu na peryferiach miasta. Pośród pól i łąk, na których wypasały się krowy i konie. Potężne koparki wybierały ziemię pod fundamenty szpitala, pralni, kuchni, obiektów technicznych, przychodni, kotłowni, spalarni, hotelu dla pielęgniarek, bloków mieszkalnych dla lekarzy i podziemnych korytarzy, łączących te wszystkie obiekty.
Uwielbiał porządek. Pacjenci oddziału otolaryngologicznego doskonale wiedzieli, że przed poranną wizytą łóżka muszą być pościelone na "blachę", sale wywietrzone, a pacjenci umyci i pachnący. Na posiłki oferowane w szpitalu pacjenci nie mieli podstaw narzekać. Na terenie starego szpitala funkcjonowało niewielkie gospodarstwo rolno-hodowlane, z którego dostarczano do kuchni nowalijki oraz zdrowe i świeże produkty. Choć sukcesywnie przenosił z rozwalających się pawilonów oddziały do nowego budynku, w głowie miał wielkie plany wobec pozostawianych tam obiektów. Chciał w przyszłości stworzyć w nich wysoce specjalistyczne jednostki medyczne, nie potrzebujące bezpośredniej bliskości centralnej lecznicy.
Budowniczy olbrzymiego gmachu
Stanisław Czop urodził się 16 kwietnia 1934 roku niewielkiej wsi Chłaniów, leżącej w południowej części województwa lubelskiego. Nigdy nie krył się ze swoim chłopskim pochodzeniem, a często nawet to podnosił. Podczas wyborów parlamentarnych w latach dziewięćdziesiątych kandydował do Senatu z hasłem: "Chcesz mieć senatora syna chłopa, głosuj na doktora Czopa"
(...)