reklama

Człowiek z nadziei oczami Adama

Opublikowano:
Autor:

Człowiek z nadziei oczami Adama - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

KulturaPo pozytywnej opinii Pawła Iwaniuka na temat najnowszego dzieła Andrzeja Wajdy czas na nieco krytyki o biografii Przywódcy Solidarności.

Nie tak dawno, jakieś dwa miesiące temu, oglądałem wybitne dzieło Wajdy "Kanał". Emocjonujący dramat o młodych ludziach poświęcających swe życie ojczyźnie. Rok wcześniej na Dwóch Brzegach widziałem "Człowieka z marmuru". Energiczny scenariusz i niezapomniany debiut Krystyny Jandy. Nieco później "Ziemia obiecana". W moim odczuciu nie tylko najlepszy film Wajdy, ale i najlepszy polski film. W międzyczasie powstał przeciętny "Katyń" a teraz dostaliśmy biografię żywej legendy Solidarności. Im więcej myślę o "Wałęsie" tym bardziej wydaje mi się, że Wajda odrobił zadanie domowe - nakręcił bezpieczny film o obaleniu komunizmu, w którym nie robi z Wałęsy cierpiętnika (bo polska martyrologia "zobowiązuje"), ale też w żaden sposób go nie krytykuje. Każda kontrowersyjna sprawa zamykana jest w wygodną klamrę "nie miał innego wyjścia" a reszta to... no właśnie, jak z tą resztą? Można powiedzieć, że gloryfikacja Wałęsy ma tu dwa punkty zaczepienia - kręcenie pod publikę, czyli duża szansa na Oscara a z drugiej - sposób na uniknięcie kontrowersyjnych tematów. Wajda nakręcił całkiem przyzwoitą produkcję w ramach języka filmowego, jednak tak prostą, epizodyczną i nadmiernie korzystającą ze słownych klasyków Wałęsy, jakby Wajda zapomniał, że człowiek poza tym, co mówi, również czuje jak prawdziwy człowiek - tutaj Wałęsa to postać bez wewnętrznych sporów czy wątpliwości. W moim odczuciu, interpretacja Więckiewicza to Wałęsa będący zjawiskiem. Żadnym żywym pomnikiem. Zjawiskiem, który tak się odróżniał od reszty, że równie dobrze mógł obalić system bez stoczniowców i rozmów z władzami. Brzmi jak fantastyka, ale gdyby spojrzeć na film pod kątem historii, Wajda ledwie ślizga się po materiale, z którego mogło przecież powstać arcydzieło. Znana powszechnie kontrowersyjna natura sławnego polityka przekłada się w filmie na sporą dawkę humoru; trudno nie buchnąć śmiechem kiedy Wałęsa mówi "Ja się zgadzam ze wszystkim, co powie Papież" albo kultowe "Nie chcem, ale muszem".

Powiedzmy sobie jasno, "Wałęsa" to film wyglądający jak prezentacja najistotniejszych faktowi z wyraźnym epizodycznym podziałem sugerującym, że tu nie ma miejsca na pogłębiony psychologiczny rys polityka. Wajda odhacza kolejne motywy jak dokumentalista, i choć multum wstawek z materiałów historycznych nie razi, wzmaga to filmową miałkość scenariusza. Owszem, są sceny, które zapamiętam - Danuta Wałęsa na lotnisku po odebraniu Nobla (swoją drogą - wmontowanie głowy Grochowskiej w prawdziwe nagranie z Oslo wyszło słabo, choć było niemal statyczne) i scena internowania Wałęsy ze słowami "Spójrzcie jak władza odbiera dzieciom ojca". Mocny to epizod i takich w filmie brakuje.

Film jak film, ale jego spoiwem jest WYBITNA kreacja Roberta Więckiewicza. Wszelkie gesty, mimika, na głosie kończąc sprawiają, że polski aktor po prostu stał się Wałęsą i tym samym jednym z najwybitniejszych światowych artystów jakich nosi Matka Ziemia. Jedynie w niektórych scenach wywiadu (będącego kręgosłupem fabularnym filmu) pewne momenty zahaczają o karykaturę. „Winę” ponosi aparycja Wałęsy, którą znamy dobrze po dziś dzień i ona właśnie stała się przyczyną, chciał nie chciał, humoru, który dla widzów okazał się niemałym zaskoczeniem (bo przecież mogło wyjść żałośnie). Stąd też, dla młodych nieobeznanych z historią film zapamięta się całkiem pozytywnie. Dla reszty humor będzie przykrywką bądź spłaszczeniem tego, co przecież mogło wynieść film na szczyty - złożoności charakteru Wałęsy i chropowatej "faktury" późnych lat 80'. Wajda ukazuje wszystko w wyjątkowej prostocie, skąpanej w czarno-białej gamie charakterów wpisanych w filmową modłę "słusznych zwrotów i wydarzeń". Pachnie agitką, choć nie pada w filmie nic skrajnie politycznego czy stawiającego Wałęsę wyżej niż góry (on sam to robi). Scenariusz kreuje go na wyznaczonego przez los zbawiciela narodu, przez co traci na dramaturgii, bo film zaskakuje wyłącznie poczuciem humoru. Pośmiejemy się ze słownych zawirowań Wałęsy (choć dialogi w ogólnym rozrachunku są świetne), popłynie parę łez, bo te wydarzenia naprawdę miały miejsce, ale jako film mamy jedynie poprawne warsztatowo dzieło z mistrzowską kreacja Więckiewicza. Zbyt proste i zbyt wygodne jak na kogoś, kto popełnił niegdyś tak wielkie arcydzieło jakim jest "Ziemia obiecana". Nie ma się czego wstydzić, ale najwyraźniej jeszcze długo nam przyjdzie poczekać na film, który odważnie rozliczy się z czasami, które po dziś dzień dzielą społeczeństwo.

Czy można wątpić w geniusz kogoś, kto obalił system polityczny? Trudno, jeśli dodatkowo tytułuje się film jako "Człowiek z nadziei". Wałęsa jest po prostu pyszny, ale to wiemy nie od dzisiaj. Wajda nie postawił na choć odrobinę wątpliwości czy refleksji. Pytaniem jest dlaczego i każdy kto zna odpowiedź ma zapewne dużo ciekawszy materiał na scenariusz niż ten, który upatrzył sobie Wajda.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE