Po ostatniej sesji bialskiej Rady Miasta trzej radni Białej Samorządowej zwołali konferencję prasową. Szef stowarzyszania Bogusław Broniewicz wygłosił oświadczenie. Wyjaśnił, że na tej sesji nie powinien być wprowadzony punkt dotyczący tajemniczej uchwały o pozbyciu się – jak określił – nieruchomości po dawnym Urzędzie Wojewódzkim przy ul. Brzeskiej.
– Mamy w tej radzie koalicję PO-PiS, która zaczęła funkcjonować jeszcze w poprzedniej kadencji. Czujemy się oszukani, bo mieliśmy zapewnienia, że nie będzie takiej współpracy. Nie po to angażowaliśmy się jako Biała Samorządowa w życie publiczne – podkreślił Broniewicz. Zaznaczył, iż jego ugrupowanie będzie słuchać głosu mieszkańców.
– Nie pójdziemy na żadne układziki. Nie po to jest się radnym, aby układać się w ciszy gabinetu – mówił. – Sposób, w jaki traktuje się radę miasta, jako maszynkę do głosowania, jest nie do przyjęcia – stwierdził.
Broniewicz i jego kolega radny Bartłomiej Kuczer stanowczo oświadczyli, że Biała Samorządowa nie wejdzie do koalicji z PiS-KO.
Absmak posesyjny
Kilka dni po wspomnianej sesji Bogusław Broniewicz przyznał nam, że nie chodzi o taką koalicję, jaka była w poprzedniej kadencji PO i PiS – była ona w istocie "koleżeńską umową ponad podziałami". Zauważył, że właściwie sam wcześniej apelował, aby nie było opozycji w samorządzie, a tylko istniały różnice zdań i twórcza dyskusja.
Podczas ostatniej sesji przekonał się jednak, że tylko radni jego ugrupowania znaleźli się w opozycji podczas głosowania nad projektem uchwały o zamianie nieruchomości pomiędzy miastem a powiatem.
– Po tej sesji czuję absmak. Nie podpisałem żadnej umowy koalicyjnej. Nie poszliśmy do rady, aby zaistnieć z mandatami. My wspieraliśmy i nadal będziemy wspierali działania, które służą mieszkańcom – zapowiada.
Wmawianie koalicji
Radny Robert Woźniak, przewodniczący klubu Koalicji Obywatelskiej, dziwi się zarzutom wysuwanym przez Bogusława Broniewicza, jakoby doszło do tajnego porozumienia koalicyjnego pomiędzy KO i PiS. Kategorycznie stwierdza, że nie ma żadnej koalicji.
– Nie wiem, skąd przewodniczący wziął pomysł o koalicji PiS z KO. Choroba mnie zmogła i nie uczestniczyłem w sesji. Radni na sesji głosowali inaczej, niż w komisjach, ale dostali argumenty, które ich przekonały. Mieli do tego prawo. Pan przewodniczący łapał minusy. Mam do niego żal, że nie stworzył możliwości do sesji zdalnej – wyznaje.
...
Więcej na ten temat przeczytasz w najnowszym wydaniu "Wspólnoty Bialskiej"