Współczynnik dzietności zakłada, że kobieta ma rodzić dwoje dzieci
305 tysięcy – tyle dzieci urodziło się w Polsce w 2022 roku według danych Głównego Urzędu Statystycznego. To o ponad 26 tys. mniej niż w 2021 r. i aż o 25 procent mniej niż pięć lat wcześniej, gdy w 2017 r. liczba urodzeń wyniosła 402 tys. Choć GUS odnotowywał już liczby poniżej 400 tys., nigdy od czasów wojny nie były one tak blisko 300 tys. A jeśli wziąć pod uwagę tylko narodziny polskich dzieci, to ich liczba w ubiegłym roku spadła już poniżej wskazanej granicy, gdyż należy odjąć 15 tys. urodzonych nad Wisłą dzieci obcokrajowców.
– Liczba urodzeń w 2022 r. jest najniższa w powojennej historii kraju. To zjawisko należy traktować wieloaspektowo – mówi dr Krzysztof Szwarc, demograf i ekonomista z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu. – Z każdym kolejnym rokiem, a nawet kolejnym miesiącem, istnieje coraz mniej potencjalnych rodziców, co jest rezultatem bardzo szybko (nawet o 50 tysięcy w ciągu roku) malejącej liczby urodzeń w latach 90. Rodzące się wtedy osoby są teraz w najlepszym wieku do tego, żeby same zostały rodzicami. Jest ich coraz mniej, więc i liczba urodzeń będzie malała w kolejnych latach.
Demograf podkreśla, że maleje jeszcze ważniejszy wskaźnik niż liczba urodzeń. Chodzi o współczynnik dzietności, który informuje jaką liczbę dzieci urodziłby średnio każdy tysiąc kobiet w ciągu swojego okresu rozrodczego, gdyby natężenie urodzeń według wieku było stałe. – Współczynnik ten wynosi obecnie 1260 na 1000 kobiet, a powinien wynosić 2100 na 1000 kobiet, żeby zagwarantować zastępowalność pokoleń – tłumaczy dr Krzysztof Szwarc. – Zakłada się więc, że każda kobieta powinna urodzić dwójkę dzieci. 1260 to bardzo, bardzo niska wartość, jedna z najniższych na świecie. I może jeszcze maleć – dodaje.
Młodzi ludzie nie chcą mieć dzieci bez stabilności ekonomicznej
W raporcie Eurostatu za 2021 r. taki poziom dzietności dał Polsce 31. miejsce wśród 35 ujętych w rankingu krajów. Statystycy GUS wskazują, że ze zjawiskiem depresji urodzeniowej mamy do czynienia od 30-stu lat. „Obserwowane od początku transformacji ustrojowej zmiany postaw i priorytetów życiowych młodych ludzi (osiągnięcie określonego poziomu wykształcenia i stabilizacji ekonomicznej) spowodowały przesunięcie wieku zakładania rodziny. Obecnie najwyższa płodność cechuje kobiety w wieku 27–31 lat, co oznacza podwyższenie wieku najczęstszego rodzenia dzieci średnio o 6-8 lat w stosunku do początku lat transformacji oraz o ok. cztery lata w stosunku do początku XXI wieku” — wskazują eksperci GUS. W konsekwencji mediana wieku kobiet rodzących dziecko wynosi prawie 31 lat.
– Poza czynnikami ekonomicznymi powodującymi przesunięcie decyzji o prokreacji, są również czynniki psychologiczne, a wśród nich taki, że wiele osób po prostu nie chce mieć dzieci – mówi demograf dr Krzysztof Szwarc. – Z różnych powodów. Jednym z nich są np. złe doświadczenia z własnych domów. Przeprowadziłem badania, które wykazały, że młode osoby pochodzące ze szczęśliwych, dobrych domów częściej chcą mieć dzieci niż osoby z dysfunkcyjnych czy rozbitych rodzin.
Ekspert dodaje, że w tym psychologicznym aspekcie mieści się też prezentowany w mediach negatywny wizerunek młodych rodzin z dziećmi i samych dzieci. – Również nazywanie przez dziennikarzy i polityków świadczeń prorodzinnych „wsparciem” sugeruje, że rodziny mają jakieś problemy i potrzebują pomocy. Ja jestem zwolennikiem traktowania takich świadczeń jako promocji i nagrody – przyznaje dr Szwarc.
Część demografów wśród przyczyn przesuwania decyzji o posiadaniu dzieci lub całkowitej z nich rezygnacji wymienia również niepewną sytuację geopolityczną, czyli głównie wojnę w Ukrainie, inflację, brak ogólnokrajowego programu leczenia niepłodności czy zaostrzenie prawa aborcyjnego.
– Uważam, że przyczyniła się do tego nie tylko sama ustawa antyaborcyjna, ale również sposób rozmowy o jej skutkach dla kobiet. Pełen lekceważenia dramatów kobiet i ich rodzin – mówi dla portalu OKO.press prof. Irena E. Kotowska z Instytutu Statystyki i Demografii SGH, honorowa przewodnicząca Komitetu Nauk Demograficznych PAN. – Na spotkaniu komisji sejmowej po śmierci Doroty z Nowego Targu w wyniku braku odpowiedniej pomocy medycznej, nie było nikogo z partii rządzącej, by wysłuchać racji przedstawicieli organizacji społecznych i ekspertów. Lekarze nie wykonują obowiązków zawodowych, bo się boją. Państwo karze jedną kobietę za to, że pomogła dokonać aborcji drugiej kobiecie, której zdrowiu ciąża zagrażała. I to jest to porażające. Trudno się dziwić, że potencjalne matki, ich partnerzy i rodziny boją się zdecydować na dziecko – dodaje prof. Kotowska.
Nie wszyscy eksperci są tu jednak zgodni. Dr Krzysztof Szwarc z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu uważa, że nie da się jednoznacznie wskazać zaostrzenia prawa aborcyjnego jako czynnika wpływającego na decyzję o nieposiadaniu dzieci. Nie ma bowiem badań, które by to potwierdzały. Takich, w których respondentami byłyby osoby, które podczas badań prenatalnych miały stwierdzone problemy zdrowotne dziecka. Trzeba by je zapytać o to, jak ta wiedza wpłynęła na ich decyzję i czy ponownie zdecydowałyby się na ciążę.
– Wszystko, co dociera do mnie przy okazji dyskusji o przepisach aborcyjnych to opinie – tłumaczy demograf. – Bardzo często to opinie osób, które sądzą o innych osobach i ich potencjalnych decyzjach. Mam wrażenie, że głośniej mówią o sprawie osoby będące zwolennikami aborcji w ogóle niż osoby, które stoją przed decyzją o urodzeniu chorego dziecka. Brakuje mi tu konkretnych badań – podkreśla.
Emeryci nie mają następców, ich sytuacja będzie dramatyczna
Pierwszym nasuwającym się skutkiem coraz niższej dzietności jest zmniejszenie liczby ludności kraju. Przez szereg lat wynosiła ona w Polsce niewiele ponad 38 milionów, ale spadła już do 37,75 mln. A według bardzo radykalnych prognoz ONZ do 2100 roku Polaków ma być nawet 16 milionów. To przerażająca liczba. Na szczęście jednak do tego czasu wiele jeszcze może się wydarzyć.
– Najważniejszym skutkiem niskiej liczby urodzeń i dzietności jest niekorzystna struktura ludności według wieku – tłumaczy dr Szwarc. – Wykres prezentujący liczbę ludności w określonych grupach wiekowych nie przypomina prawidłowej piramidy wieku, czyli nie rozszerza się ku dołowi, a ku górze. Rośnie zatem udział osób starszych w ogólnej liczbie ludności. Mamy do czynienia z dość zaawansowanym procesem starzenia się społeczeństwa. I to jest główny problem.
Ten proces jest również konsekwencją wyżów demograficznych w przeszłości, zwłaszcza pierwszego powojennego – w latach 50. rodziło się mnóstwo dzieci, nawet 800 tys. rocznie. One dziś są już w wieku emerytalnym. Mają jednak o tyle szczęśliwą sytuację, że na rynku pracy są ich dzieci, czyli drugi wyż powojenny z przełomu lat 70. i 80. A system emerytalny w Polsce jest tak skonstruowany, że na emerytury składają się osoby aktualnie pracujące.
– Jednak w perspektywie 25 lat także osoby z drugiego wyżu pójdą na emeryturę – ostrzega demograf. – Skumulują się więc w wieku poprodukcyjnym dwa wyże, a na rynku pracy będą same niże. W połowie wieku sytuacja emerytów będzie dramatyczna. Żeby zapewnić im godne życie, rządy będą musiały podejmować jakieś decyzje ratunkowe. I to jest według mnie najgroźniejszy skutek kryzysu dzietności. System emerytalny musiałby zostać bardzo przekonstruowany, ale nie odważę się mówić, w jaki sposób. To bardzo trudne zadanie – dodaje.
Zwłaszcza, że już teraz państwo musi dopłacać do emerytur ok. 50 mld zł rocznie. A do braku zastępowalności pokoleń dojdzie jeszcze coraz wyższa przeciętna długość życia. Nie tylko system emerytalny stanie się niewydolny z powodu zbyt niskiej liczby ludności. Problemy będą miały szkoły i uczelnie, na rynku pracy będzie jeszcze więcej wakatów. Wzrośnie natomiast zapotrzebowania na usługi medyczne, opiekuńcze i geriatryczne.
Eksperci nie mają złudzeń, że liczba urodzeń nie wzrośnie wyłącznie dzięki waloryzacji 500 plus do 800 zł na każde dziecko. Potrzebne są jeszcze trwałe rozwiązania dotyczące rynku pracy i mieszkaniowego. Bez zaspokojenia potrzeby bezpieczeństwa, młodzi ludzie nie będą chętniej decydować się na dzieci.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.