reklama
reklama

Największy kryzys na polskiej wsi od lat. O co chodzi protestującym rolnikom? Wyjaśniamy

Opublikowano:
Autor: | Zdjęcie: archiwum/Łukasz Buchajczyk

Największy kryzys na polskiej wsi od lat. O co chodzi protestującym rolnikom? Wyjaśniamy - Zdjęcie główne

W Szczecinie większość ulic zablokowana jest przez ciągniki strajkujących rolników. Co jest powodem protestu? | foto archiwum/Łukasz Buchajczyk

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Polskie gospodarstwa od wielu miesięcy mają się kiepsko. Przez import wschodniego towaru w skupach wciąż spadają ceny, a produkty nadal zalegają w magazynach. Im bliżej sezonu, tym sytuacja staje się coraz bardziej paląca. Gorąco jest już w Szczecinie, gdzie rolnicy jak na razie nie dają za wygraną. Czego oczekują?
reklama

Pod koniec marca rolnicy z województwa zachodniopomorskiego wyjechali na ulice, by rozpocząć ogólnopolski protest rolniczy. Wcześniej gwałtowne ruchy zbuntowanych gospodarzy i siłę sprzeciwu zapowiadał już incydent z jajkami na Europejskim Forum Rolniczym w Jasionce koło Rzeszowa. Jak mówią rolnicy, ich nagłe wzburzenie to żaden nieprzemyślany zryw, a efekt braku prowadzenia dialogu i odpowiedzi rządzących na spływające od wielu miesięcy wołania.

Miarka się przebrała. Porozumienia zostały złożone dawno, a nic z tym nie zrobiono. Nam czas ucieka, a może już dawno uciekł

– mówi Łukasz Buchajczyk, producent roślin i mleka z Drawna (województwo zachodniopomorskie), biorący udział w rolniczym proteście.

Konkurencja musi być uczciwa. Polscy rolnicy buntują się przeciw nierównym wymogom

Jak na razie pierwsze tygodnie strajku przyniosły rolnikom tylko zawód. – Myśleliśmy, że gdy zaczniemy strajkować, to rząd zacznie nas słuchać, a oni stanęli okoniem – stwierdza Łukasz Buchajczyk. Dymisja ministra rolnictwa, Henryka Kowalczyka, tylko wzmożyła oburzenie. – To bardzo zły ruch – słyszymy od rolnika. Choć do Zachodniopomorskiego dołączyła już Lubelszczyzna, to protestującym zależy, by w strajku udział wzięła cała Polska. – Ze strony rządzących płynie teraz narracja, że strajkują tylko z jednego województwa. Jeżeli zacznie strajkować także inna część Polski, to rządzący zobaczą, że to nie tylko Zachodniopomorskie ma problem. Wszystkim rolnikom jest źle – mówi Łukasz Buchajczyk. Co jest powodem niezadowolenia środowiska?

Przede wszystkim wciąż zapełnione żywnością z zagranicy magazyny. Nie tylko zbożem, ale w ogóle roślinami, a nawet gotowymi artykułami spożywczymi, takimi jak mrożonki czy koncentraty owocowe.

Z uwagi na fakt wojny w Ukrainie, owoce i warzywa zostały w szybkim tempie wyeksportowane do krajów unijnych, a najwięcej z nich przyjechało do Polski. My po prostu mamy teraz duże obawy, co będzie z naszą produkcją rodzimą

– wyjaśnia Sławomir Ziętek, Przewodniczący Rady Wojewódzkiej NSZZ "Solidarność" Ziemi Lubelskiej, producent malin i truskawek. Dziś problem dotyka całego kraju, ale na pierwszym froncie były i są nadal właśnie magazyny województwa lubelskiego. Tamtejsi rolnicy mierzą się z największym dylematem. – Ukraińskie artykuły niszczą nasze gospodarstwa. Z drugiej strony bez Ukraińców nie moglibyśmy za bardzo w tych gospodarstwach zebrać owoców. Gospodarstwom ogrodniczym potrzeba kilkadziesiąt osób do zbioru, więc w 99 proc. posiłkujemy się pracownikami zza wschodniej granicy – przyznaje związkowiec.

Jak mówi, wiele wskazuje na to, że niebawem Polskę mogą zalać dodatkowo duże ilości zagranicznego drobiu i artykułów mleczarskich. A cena mleka w skupie już teraz jest dramatycznie niska.

Zamykamy się w granicach 1,70 zł, a mój koszt wyprodukowania to jest 1,60 zł. Także na litrze zarabiam 10 groszy

– słyszymy od Łukasza Buchajczyka.

Kryzys na polskiej wsi. Wymogi unijne dotyczą naszych farmerów, ale importowanych już nie 

Drugim wyzwaniem polskich rolników jest spełnienie norm narzucanych przez Unię Europejską. – Nam jako członkowi Unii Europejskiej zakazano stosowania wielu środków ochrony roślin, tanich, a skutecznych, z uwagi na to, że mogą one powodować wystąpienie przekroczeń pozostałości chemicznych w naszych produktach – mówi Sławomir Ziętek. Stawiane coraz częściej wymogi unijne nie byłyby tak dużym problemem, gdyby obowiązywały także wszelką potencjalną konkurencję polskich rolników. – To nas kosztuje bardzo dużo dodatkowych pieniędzy. Tymczasem bocznymi drzwiami wchodzi towar, który nie jest obciążony tymi kosztami – zwraca uwagę przewodniczący lubelskiej "Solidarności".

To dlatego produkty te kosztują tak mało. Proszę zauważyć ten absurd, że my Polacy nie możemy produkować żywności GMO, ale sprowadzać ją już tak

– dodaje Łukasz Buchajczyk. Zgodnie z unijnymi przepisami ukraińskie artykuły spożywcze najprawdopodobniej nie nadają się do przerobu dla unijnego konsumenta. Problem jednak w tym, że nikt jej wystarczająco dobrze nie bada, a Ukraina formalnie nadal nie należy do Unii Europejskiej.

Wciąż jednak pozostaje największym spichlerzem Europy i krajem z dużymi rolniczymi możliwościami. – Większość prowadzonych tam gospodarstw to gospodarstwa, które są wydzierżawione przez duże korporacje – mówi nam Sławomir Ziętek. – Tak naprawdę, sprowadzając bez cła produkty na rynek, to my bardziej wspieramy obce duże kapitały, niż biednych Ukraińców walczących z wojną – twierdzi Łukasz Buchajczyk.

Ale bolączki polskich rolników wzięły się nie tylko z wojny. – My nie dostaliśmy w ogóle pomocy covidowej – mówi rolnik z Drawna. Podobnie jest ze wsparciem inflacyjnym. – Inflacji w rolnictwie nie ma – słyszymy. Brakuje nam także odpowiedniej infrastruktury, a portów przeładowczych w Polsce jak na lekarstwo.

Ukraińcy co mogą, to budują. Jeżeli Turcja i inni zablokują im morze, będą wysyłać lądowo. A my na daną chwilę nie mamy nic. A jak mamy, to jest to w rękach obcego kapitału. To są więc lata zaniedbań

– mówi Łukasz Buchajczyk.

Pierwszy postulat odrzucony jeszcze przed rozmowami. Jaka jest alternatywa protestujących?

Polscy rolnicy wycenili swoje straty na 10 mld złotych. Co mogłby im to zrekompensować chociaż cześć z nich?

Pierwszym postulatem było wprowadzenie cła na żywność importowaną spoza Unii Europejskiej. Było, ponieważ ustępujący minister Kowalczyk ogłosił na koniec, że borykające się z suszą Hiszpania i Francja postawiły w tej sprawie wyraźne weto. Dziś rolnicy walczą więc już o inne możliwości zablokowania napływu zagranicznych produktów, na przykład kilkumiesięczne zamknięcie granic. – Musimy opróżnić to, co my mamy. To jest najważniejsze. My jesteśmy przygotowani na kolejną produkcję, a magazyny są pełne towaru – podkreśla protestujący rolnik i dodaje: – Pobraliśmy też zobowiązania i jak nie będziemy ich spłacać, to będzie coraz gorzej.

A cena zbóż jest coraz niższa. Jeszcze w październiku za rzepak płacono ok. 3000 zł, dziś to już ledwo 2000 zł. Zdaniem przewodniczącego lubelskiego związku, dziś cały świat powinien postarać się o to, by zalegające nam zboże dostarczyć do potrzebującej Afryki czy mierzących się z suszą Francji i Hiszpanii.

Polska nie jest w stanie w tak szybkim czasie wyeksportować tego zboża. Ale nikt nie mówi o tym, że nadmorskie kraje mogłyby wypożyczyć swoje statki

– słyszymy. Według rolników priorytetem jest także wzmożona kontrola zagranicznych produktów przez Sanepid. Zauważają, że próby pobierane na granicy są wyrywkowe. – To nie chodzi tylko o Ukrainę, ale też Maroko czy Egipt – mówi Sławomir Ziętek. Jak przyznają obaj rolnicy, tamtejsze produkty mogą być po prostu niebezpieczne dla konsumentów.

Rolnicy domagają się także spóźnionej tarczy antykryzysowej, z której wykluczono ich podczas pandemii.

Potrzebujemy wsparcia na przykład w postaci kredytów czy różnych świadczeń. Oczywiście, ważne jest to, żeby te świadczenia kierowane były w odpowiednie miejsca, do tych rolników, którzy faktycznie ponieśli te straty, a nie jak dotychczas, kiedy dawano, żeby dać, bez żadnej weryfikacji

– zaznacza Łukasz Buchajczyk.

Protestujący rolnicy: Otwarcie portu w Świnoujściu poprawiłoby sytuację

Jak wskazują rolnicy, sytuację znacznie poprawiłoby też otwarcie portu w Świnoujściu. Ale przydałyby się też działania bardziej globalne. Według Sławomira Ziętka i wielu rolników należących do związku solidarnościowego unijna polityka powinna być bardziej dostosowywana do poszczególnych regionów Europy. – Nie możemy porównywać naszych ziem z francuskimi czy holenderskimi, bo tam jest inna gleba i inna struktura. My, żeby uzyskać podobny plon, musimy trochę inaczej gospodarować – słyszymy.

Na ten moment propozycji rządu, czyli 600 mln zł dopłaty na skup zboża, rolnicy stanowczo mówią "za mało" i apelują: – To już jest ostatni dzwonek. A i tak o rok za późno – słyszymy od gospodarza z Zachodniopomorskiego. Końca protestów na razie nie widać, strajkujący nie zamierzają ustąpić, a po świętach szykują masową blokadę wschodniej granicy. Jak mówią, to nie tylko ich interes, ale wszystkich ludzi, którzy chcą zdrowo jeść.

reklama
reklama
Artykuł pochodzi z portalu lublin24.pl. Kliknij tutaj, aby tam przejść.
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama