reklama
reklama

Twardy trener. Ciepły ojciec

Opublikowano:
Autor:

Twardy trener. Ciepły ojciec - Zdjęcie główne
reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Sport13 czerwca minie siedem lat, kiedy to w szpitalu w Białej Podlaskiej przestało bić serce Stefana Polaczuka. Wieloletni trener MULKS Terespol, wychowawca medalistów Mistrzostw Polski, Europy i Świata, trener kadry narodowej juniorów i drugi szkoleniowiec seniorów odszedł mając 59 lat.
reklama

Pochodził z Cieleśnicy. Był jednym z czwórki dzieci Pawła i Teofili. Rodzeństwo: Krystyna, Danuta i Stanisław. Od małego dziecka kochał sporty siłowe.

Gdy remontowali gorzelnię w naszej miejscowości znosił pod nasz blok koła, rurki, ciężarki. Mieliśmy mini siłownię. Podnosiliśmy ciężary. Zwoływał dzieci i pokazywał im jak prawidłowo dźwigać. Wiedzę brał z książek, starych gazet i telewizji. Miał dobre wyniki, startował w pierwszej lidze w RAKS-ie, AZS-ie

- mówi Stanisław Polaczuk, brat śp. Stefana.

Po zakończeniu przygody zawodniczej jeździł z kolegami do Jabłonia, gdzie otworzyli sekcję podnoszenia ciężarów. Pewnego dnia otrzymał propozycję utworzenia nowej, w Terespolu. Stefan na to przystał i wziął się do pracy.

Pojechaliśmy po raz pierwszy. Było ciężko. Do dyspozycji miał baraczek, pomieszkiwali tam panowie, którzy lubili alkohol. Ciężko było coś zrobi. Stefan był uparty i zawsze dążył do celu. Zdołał utworzyć sekcję

- mówi.

Jak wspomina Stanisław, potrafił zachęcić do sportu dzieci.

Pamiętam jego pytanie do swoich podopiecznych: "jadłeś coś dzisiaj?". Jak chłopak przyznawał się, ze nie, Stefan biegł do domu, robił kanapki z wędliną i przynosił do siłowni. Dopiero po posiłku przystępowali do treningu. Pomagał dzieciom z patologicznych rodzin. Prosił rodzinę, by przekazywali odzież jego podopiecznym. W dzisiejszych czasach nie można tego robić, ale był dla ich jak ojciec. Sadzał na kolano, przytulał, pytał jak w domu

- dodaje.

Biegał do szkoły

Uczył się w zawodówce w Janowie Podlaskim. Z Cieleśnicy do placówki miał około 12 kilometrów. Jego koledzy brali plecak, a Stefan biegł na lekcje. Kochał różne formy aktywności fizycznej.

Selekcja bezalkoholowa

Gdy szliśmy na zabawę, Stefan dobierał sobie towarzystwo, które nie tykało alkoholu. Tępił procenty. Wszyscy musieli wracać razem, na trzeźwo

- mówi Stanisław.

Wykopany ring

W Cieleśnicy była nie tylko siłownia.

Mieliśmy ring, wykopany w ziemi. Stefan dobrze boksował. Trenował w Szczecinie, w Stoczniowcu. Nakładaliśmy rękawice wypchane sianem

- dodaje. 

Ukradli karabin?

Pewnego razu mama dostała list od Stefana, który był w wojsku. Zaniepokoiłem się i zapytałem się, co się stało. Brat napisał, że ktoś ukradł karabin i potrzebne są pieniądze. Później okazało się, że to nieprawda, a po prostu nie miał już gotówki

- śmieje się Stasio.

Nie było "przebacz"

Gdy zawodnicy źle zachowywali się na obozach, Stefan nie odpuszczał. Gniewał się na nich, czasami wyrzucał z klubu czy zgrupowania, nawet reprezentantów Polski. Gdy wracał do domu, zawodnicy czekali na niego z kwiatami i przeprosinami

- mówi Stasio.

Nie nadawał się, a jednak

Trener, wychowawca, dobry człowiek, surowszy ojciec - takimi słowami wspomina Marek Zielonka, trener MULKS Zirve Terespol.

Mogę się o nim wypowiadać tylko pozytywnie. Trzymał pieczę nad grupą rozrabiaków. Nakłaniał ich do sportu, w tym mnie. Miałem 14 lat, gdy pojawiłem się na siłowni. W jaki sposób? W tamtych czasach wszyscy tam chodzili. Byłem wyjątkowo chudy. Przy wzroście niespełna 150 cm ważyłem niecałe 40 kg. Wtedy chyba nie nadawałem się do tego sportu, ale Stefan przekonywał mnie, że będę dobry

- dodaje.

Trening o trzeciej w nocy

Zielonka świetnie przypomina sobie sytuację, gdy nie pojawił się przez dwa dni na zajęciach.

Wracałem koło północy do domu. Stefan czekał na mnie. Musiałem się przebrać i iść na siłownię. Taki był Stefan. Nie popuszczał na centymetr

- wspomina i dodaje, że potrafił rozmawiać z trenerem.

Jako młodzi chłopcy chcieliśmy się zabawić, on to rozumiał, ale bez przesady. Koledzy wykonywali dodatkowe ćwiczenia nawet o trzeciej w nocy. Był bardzo wymagającym, surowym, ale czułym trenerem

- śmieje się.

On jest wśród nas!

Chociaż od śmierci Polaczuka niedługo minie siedem lat, Zielonka nie umie pogodzić się z tym faktem.

Stefan od nas nigdy nie odszedł. Jest z nami cały czas

- twierdzi.

W "garażu"

Znakomicie zajęcia z Polaczukiem pamięta Artur Skulimowski. Obecny prezes klubu z Terespola, a zarazem ojciec świetnie zapowiadającego się zawodnika - Mateusza przypomina sobie siłownię, na którą mówiono "garaż".

Za komuny stawiano jeden wzór siłowni. To była pilawa. Mieliśmy siedem pomostów, 10 metrów długości na 6 metrów szerokości. Przy wielkim sercu Polaczuka dało się zrobić dobre wyniki. Przede wszystkim atmosfera. Taka rodzinna

- mówi.

Twardy i czuły. Wychował pół miasta

Skulimowski również mówi o stanowczości Polaczuka.

Potrafił przytulić, wziąć na kolano, ale również zmusić do pracy. Gdy ktoś miał wątpliwości, czy kontynuować przygodę z ciężarami, a Stefan widział w nim potencjał, nie dawał za wygraną. Chodził za nim dotąd, aż powrócił na siłownię. Większość moich rówieśników, ludzi z Terespola myśli o nim bardzo ciepło. Wychował pół miasta

- wspomina.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
reklama