Piłka przede wszystkim
Od najmłodszych lat interesował się szeroko pojętą kulturą fizyczną. Kochał aktywność pod każdym kątem. Jako młody chłopak z osiedla Kopernika uganiał się za piłką na piaskowym boisku przy SP nr 2 w Białej Podlaskiej. Później rozpoczął treningi w drużynie Podlasia. - Z rocznika 1982 wyróżniał się Artur, Łukasz Rogowski oraz Marcin Olszewski. Dołączyli do mnie i mieliśmy przyjemność pracowania przez kilkanaście miesięcy - mówi Ryszard Więcierzewski, trener Osypiuka.
- Grał na prawej obronie. Był bardzo sympatycznym chłopcem. Nie pamiętam, bym miał z nim problem. Miał ksywę "Lala" - zawsze z żelem na włosach, zadbany, ładnie ubrany. Nie mogę uwierzyć, że nie żyje - dodaje Jan Jakubiec, szkoleniowiec, który prowadził go przez dwa lata.
Przyjemność
Po wieku juniora próbował swoich sił w seniorach Podlasia. - Pod moją wodzą występował w drugiej drużynie. Był systematyczny oraz bardzo sympatyczny. Nie pamiętam, by opuścił zajęcia. Wyróżniał się dobrą techniką, dobrą wydolnością. Przyjemnością była praca i obcowanie z takim zawodnikiem. Poświęcał się treningom, swojej pasji - twierdzi Dariusz Banaszuk, trener w czasach Podlasia.
Połykał przestrzeń
Przez kilka sezonów współpracował z Jackiem Syryjczykiem. - Miałem przyjemność pracować z nim w Lutni Piszczac, MKS-ie Mielnik oraz Huraganie Międzyrzec Podlaski. Grał na prawej obronie. Mieliśmy paczkę na awans, ale na dwa tygodnie przed startem ligi powiedziano nam, że nie będzie pieniędzy na walkę o mistrzostwo w Klasie Okręgowej. Artur miał rzadko spotykaną swobodę biegu. Połykał przestrzeń. Ruszał z wielką gracją. Był naturalnie dynamiczny, mocno wydolny. W rozwoju przeszkodziły mu kontuzje, ale to wynikało z jego charakteru. Nigdy nie odstawiał nogi i z tego powodu łapał urazy. Jego kapitalne dośrodkowania widzę nawet teraz. Dla mnie był zawodnikiem na minimum czwartą ligę - mówi Syryjczyk.
Nie dało się go nie lubić
Syryjczyk pamięta Artura od jego najmłodszych lat. - Z obecnym prof. zw. dr hab. Józefem Bergierem przeprowadzaliśmy badania do pracy jeszcze wtedy doktorskiej. "Osyp" miał bodaj 11 lat. Wyróżniał się. Nie sądziłem, że później będę miał przyjemność z nim współpracować. Był klasą samą w sobie. Zapamiętam go jako człowieka zawsze uśmiechniętego, z dużym optymizmem. Nigdy nie odmówił przysługi, pomocy. Był bardzo taktowny. Miał klasę, charyzmę, powab. Wszystko komentował swoim uśmiechem. Nie dało się jego nie lubić. Wytwarzał pozytywne fluidy - dodaje.
Profesjonalista
Po przeprowadzce do Dęblina nie porzucił młodzieńczej miłości. Od sezonu 2012/2013 występował w Mazowszu Stężyca w Klasie A. Był podstawowym zawodnikiem. Z czasem zaczął pracę asystenta trenera Marcina Gajdzińskiego. - Robił treningi w pełni profesjonalnie. Zawsze mogłem na niego liczyć. Nie mogę powiedzieć na niego złego słowa. Nie spodziewałem się, że tak szybko odejdzie mój zawodnik, a zarazem kolega i przyjaciel. Zawsze będę go pamiętał w pozytywnym świetle. Wszystkich przekonywał swoją osobą, podejściem do obowiązków, optymizmem. Mieliśmy jeszcze wiele planów na przyszłość - mówi ze łzami w oczach Gajdziński.
Jak bracia
Jednym z najbliższych kolegów Artura w czasie studiów i gry w piłkę był Marcin Kieruczenko. Uczył się z "Osypem" na bialskiej uczelni sportowej. - Na każdym obozie sportowym mieszkaliśmy w jednym pokoju. Miałem samochód i zawsze jechał ze mną. Wiele rzeczy robiliśmy wspólnie: chodziliśmy na dyskoteki, pisaliśmy ściągawki, występowaliśmy na boisku. Będzie mi go bardzo brakowało. W chorobie wspierałem go na tyle, ile mogłem. Przed świętami chcieliśmy jechać do niego do szpitala w Warszawie. Powiedział, że nie ma sensu, bo wpuszczają tylko dwie osoby, a jedno miejsce jest zarezerwowane dla jego mamy. Odpuściliśmy i mieliśmy spotkać się w sobotę. Doszło do niego, ale było to na nieszczęście ostatnie pożegnanie - mówi "Kiera".
Aktywnie
Po skończeniu studiów na ocenę bardzo dobrą rozpoczął pracę w Zasadniczej Szkole Zawodowej w Technikum Gastronomicznym. Przez pewien czas uczył w policji wychowania fizycznego. Po przeprowadzce do Dęblina rozpoczął pracę w zakładzie wychowania fizycznego w Wyższej Szkole Oficerskiej Sił Powietrznych. W trzech książkach można znaleźć jego badania naukowe. W 2015 roku wziął udział w konferencji krajowej. Był członkiem klubu biegacza - biegusiem.pl w Dęblinie. Wziął udział w kilkudziesięciu startach. Kochał sport, kochał aktywność fizyczną.
REDAKTOR MA GŁOS
Mateusz Połynka, Wspólnota
Żegnaj kolego
Śmiało mogę nazwać go swoim kolegą. Znaliśmy się od najmłodszych lat, gdy on występował w zespołach młodzieżowych Podlasia, a ja dopiero próbowałem tego dokonać. Później nasze drogi spotkały się w przygodzie z gwizdkiem w ustach. Razem przesędziowaliśmy kilkadziesiąt meczów piłkarskich. Byliśmy jakoś sobie "pisani". W różnych okresach reprezentowaliśmy Lutnię Piszczac i obaj zamieszkaliśmy w Dęblinie. Widywaliśmy się od czasu do czasu. Nie zapomnę jego uśmiechu. Gdy wspominam "Osypa" czy "Osypiska", jak na niego mówiłem, widzę go w słoneczny dzień. Często żartowaliśmy z byle czego. Zawsze opalony, wysportowany, umięśniony. Okaz zdrowia. Pamiętam, jak chciał zmienić samochód i szukał właściwego.
Dosyć wcześnie dowiedziałem się o jego problemach zdrowotnych. Nie chciał, by znajomi z Białej Podlaskiej o tym wiedzieli. Utrzymałem tajemnicę. Starałem się go wspierać dobrym słowem i modlitwą. Przegadaliśmy wiele godzin. Zdawał sobie sprawę z powagi choroby, ale był optymistycznie nastawiony do życia. Nie narzekał. Nikogo nie obwiniał za swój los. 10 grudnia wysłałem mu artykuł ze Wspólnoty o Ewaryście Gasiewiczu, który odszedł ze związku piłkarskiego, a obaj znaliśmy go doskonale. Przeczytał go. Sześć dni później rozmawialiśmy. Napisał mi, że stabilizują go. "A co dalej:)???Ehh". 27 grudnia nad ranem otrzymałem wiadomość, że odszedł na zawsze. Nie mogę się z tym pogodzić. Będzie go nam brakowało. Do końca mojego życia zostanie mi w pamięci jego uśmiech i białe zęby.
W połowie grudnia znajomy wpadł na pomysł, by dodać otuchy Arturowi. Poprosiłem Roberta Lewandowskiego, by nagrał kilkunastosekundowy filmik specjalnie dla "Osypa". Zgodził się. Na początku nowego roku miałem otrzymać nagranie. Niestety, Artur - wielki kibic Bayernu Monachium nie zobaczył już filmu od "Lewego".
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.