Mateusz to syn bardzo dobrze znanego byłego zawodnika AZS-u AWF oraz Podlasia. Wojciech Jarzynka przez lata bronił barw zespołu z Białej Podlaskiej. 43-latek w przeszłości wystąpił w 14 spotkaniach na najwyższym poziomie rozgrywek w barwach Stali Mielec. Miał wtedy 23 lata. Mateusz ma zaledwie 18 lat. Czy przebije ojca i zadebiutuje w Ekstraklasie wcześniej od niego?
Rozmowa z Wojciechem Jarzynką, byłym zawodnikiem bialskich klubów oraz ojcem Mateusza
Piękny sen trwa
Mateusz nie oszukał przeznaczenia. Jeśli tato całe życie grał w piłkę to wiadomo, że syn nie będzie gimnastykiem czy tenisistą stołowym?
- Nigdy nie zmuszałem swoich synów do piłki nożnej. Zarówno Mateusz, jak i o dwa lata młodszy Jakub chcieli grać. Tak też się stało.
Kiedy zaczęła się jego przygoda w TOP-ie?
- Chłopcy z rocznika 1998 rozpoczęli treningi już w przedszkolu. Miłosz Storto był ich jedynym szkoleniowcem. Później przeszli do TOP-u.
Miałeś ciśnienie, by Mateusz został piłkarzem?
- Absolutnie. Chciałem, by bawił się piłką. Najważniejszy był wszechstronny rozwój fizyczny. Nie byłem w stanie powiedzieć, czy zostanie wybitnym zawodnikiem. To trudno powiedzieć, jeśli dziecko ma kilka czy kilkanaście lat.
Ale przekazałeś mu geny, bo oprócz umiejętności to jeszcze Mateusz występuje na tej samej pozycji...
- (śmiech - przyp. red.) Tak się ułożyło. Został obrońcą tak jak ja.
Po wielu latach występów we wszystkich grupach wiekowych w TOP-ie, zdecydowaliście się na jego przenosiny do Cracovii. To była jedyna opcja?
- W czerwcu byliśmy w Gdyni. Pokazał się w Arce z bardzo dobrej strony. Później pojechaliśmy do Krakowa. Spodobał się. Kwestią było podjęcie decyzji, gdzie będzie miał lepszą szansę na rozwój.
Jesienią występował tylko w Centralnej Lidze Juniorów?
- Miał pewne miejsce w składzie. Grał bardzo dużo. Widziałem jego występy w: Warszawie, Białymstoku, Kielcach, Krakowie. Jestem w kontakcie z jego trenerem i z opinii Kordiana Wójsa wynika, że jest zadowolony z jego postawy.
Efektem było powołanie na zgrupowanie do Hiszpanii?
- Powołanie było dużym zaskoczeniem. W San Pedro del Pinatar w ekipie Jacka Zielińskiego trenuje zaledwie 22 zawodników. W pierwotnej wersji ustalania składu, nie było miejsca dla Mateusza. Okazało się, że jeden z trenerów nie mógł wylecieć do Hiszpanii i zwolniło się miejsce w samolocie. Po namyśle szkoleniowiec zdecydował się dołączyć do kadry mojego syna.
Była radość?
- Był bardzo szczęśliwy. W sobotę bawił się na studniówce, zaś w poniedziałek dowiedział się, że leci z Cracovią. Cztery dni przed podróżą. Dla niego to duży przeskok. Jeszcze kilka miesięcy temu występował w Centralnej Lidze Juniorów w TOP-ie, a teraz jest z seniorami ekipy z Ekstraklasy.
Jak odnalazł się w gronie zawodników, których do tej pory oglądał w telewizji, bądź z wysokości trybun na stadionie przy ul. Kałuży?
- Nie miał z tym problemów. Pomocą służył mu Paweł Jaroszyński. To syn mojego kolegi Piotrka, z którym grałem w Górniku Łęczna. Znają się od małego dziecka, bo obaj wychowywali się na jednym podwórku. Po kilkunastu latach znów są razem.
Czyżby przeznaczenie?
- Proszę pamiętać, że gdy ja grałem w Górniku, trenerem zespołu, który wywalczył awans do Ekstraklasy był Jacek Zieliński. Obecnym szkoleniowcem "Pasów" jest ten sam człowiek.
Czymś jeszcze zaskoczysz Czytelników Wspólnoty?
- Koordynatorem do spraw sportowych oraz wyszukiwaniem młodych zawodników jest Władysław Łach. Ten człowiek przez cztery lata prowadził mnie w Łęcznej. Co więcej, to właśnie on zauważył Mateusza podczas meczu TOP-u w Krakowie. Jakie było jego zdziwienie, gdy dowiedziałem się od Miłosza Storto, że to mój syn. Zadzwonił do mnie. Po pół roku przyjechaliśmy do Cracovii.
Miałeś 23 lata, gdy grałeś w Ekstraklasie. Sądzisz, że Mateusz zrobi to wcześniej?
- Mam taką nadzieję. Mówiłem mu, że jest lepszym piłkarzem ode mnie, gdy ja miałem 18 lat.
Przebije ojca i zagra o wiele więcej meczów w najwyższej klasie rozgrywkowej?
- Mi było dane rozegrać 14 spotkań. Marzę, by mnie przerósł. Zdaję sobie sprawę, że Mateusz jest obrońcą i będzie mu trudniej o miejsce, bo występuje na odpowiedzialnej pozycji. Łatwiej jest o grę dla młodych pomocników i napastników.
Czuć pustkę w domu rodzinnym?
- Oczywiście. Przypadek Mateusza wygląda identycznie jak w moim przypadku. Miałem również 18 lat, gdy wyjeżdżałem z rodzinnego Działdowa do Nowego Dworu Mazowieckiego. Grałem wtedy w Nowakowskim, obecnym Świcie. Byłem na testach w Polonii Warszawa. Wtedy "Czarne Koszule" pod wodzą Mirosława Jabłońskiego robiły mistrzostwo kraju. Mateusz bardzo dobrze zaaklimatyzował się w Krakowie, przed nim matura. Wiadomo, że do tej pory mieliśmy w domu dwóch synów. Został Kuba. Nie ukrywam, że codziennie jesteśmy w kontakcie. Wiemy z żoną, jak sobie radzi. Początek nie był łatwy. Teraz przyzwyczailiśmy się do jego nieobecności w Białej Podlaskiej.
Chciałem ciebie poinformować, że Mateusz ma za sobą debiut w Cracovii. Wszedł w 78 minucie w sparingu z chińskim Yanbian Funde. Zawodnikiem rywali jest były gracz Wisły Kraków - Richard Guzmics...
- Tylko się cieszyć. W spotkaniu z Szachtarem Donieck nie otrzymał szansy. Teraz zagrał kilka minut. To duży wyczyn. Piękny sen trwa.
Rozmowa z Miłoszem Storto, byłym trenerem Mateusza Jarzynki w TOP-ie
Wychowanie zawodnika i człowieka
Pierwsze skojarzenie z osobą Mateusza?
- Syn Wojtka, znakomitego piłkarza. Prywatnie, mój sąsiad. Mieszkamy obok siebie. Piłkarsko Mateusz to zawodnik wybitnie późno dojrzewający. Podobnie jak Sebastian Szymański. Cały czas się rozwijają. Na początku grał dużo na boku obrony. Później przestawiłem go na środek. Radził sobie znakomicie.
To kolejny zawodnik, który trafił do Ekstraklasy...
- Wynika to chyba z tego, że praca w TOP-ie była przeze mnie dobrze wykonana. Do Legii Warszawa trafili: Mateusz Hołownia, Szymański. W Jagiellonii jest Kamil Pajnowski i teraz Mateusz stawia pierwsze kroki z Cracovią. Cieszę się, że wszyscy pukają do bram pierwszego zespołu najlepszych klubów w kraju.
Z jednej drużyny TOP-u aż tylu jest w dużej piłce. To sukces?
- Inaczej. Trzeba się cieszyć, że najzdolniejsi trafiają do super klubów. Inni występują w niższych ligach. Najważniejszą intencją trenera w grupach młodzieżowych jest wychowanie dobrego zawodnika, a zarazem człowieka.
Najbardziej znanym wychowankiem TOP-u jest Ariel Borysiuk...
- Właśnie czytałem ostatnio komentarze pod artykułami o jego powrocie do Lechii Gdańsk. Aż krew mnie zalewa, gdy jest krytykowany. Żeby każdy w jego wieku miał za sobą zdobycie mistrzostwa Polski, występy w klubach z Niemiec i Anglii. Nie poszło mu w QPR i będzie grał w Lechii Gdańsk. To krok w tył? Przecież będzie walczył o mistrzostwo kraju. Nie rozumiem takich ludzi.
Praca z synem byłego zawodnika Stali Mielec czy Górnika Łęczna była łatwa?
- Ale Wojtek nigdy nie powiedział mi, że robię coś źle. Miał ogromny wpływ na syna. Często rozmawiali, analizowali mecze. Podobnie ja robię ze swoim synem - Milanem.