Wspomnienie śp. Janusza Daniluka (z archiwum)
W wieku 58 lat ostatniego dnia 2017 roku zmarł Janusz Daniluk. Przez wiele lat był prezesem TOP-54, a później Podlasia.
- Gdy słyszę nazwisko mojego przyjaciela, teraz i w przyszłości będę kojarzył go z osobą, która w ostatnich kilkunastu latach zrobiła najwięcej dla bialskiej piłki nożnej. Poznaliśmy się za pośrednictwem jego syna - Jakuba. Był wtedy w trzeciej klasie szkoły podstawowej. Zaczął trenować w TOP-ie 54 Biała Podlaska u Krzysztofa Krucewicza. Janusz jako fan piłki i pociechy bardzo aktywnie uczestniczył w życiu drużyny, a z czasem klubu. Był bardzo aktywnym rodzicem - mówi Henryk Grodecki, wieloletni trener w TOP-ie.
Zazdrość wielu
Daniluk nie tylko wspierał drużynę swoją osobą, ale również zaczął wspomagać finansowo. Z czasem wszedł w skład zarządu TOP-u 54, a w 1997 roku został został prezesem klubu. - Pamiętam jak dzisiaj obozy w Skotnikach w Krakowie, które finansował Janusz. Mieliśmy okazję trenować i grać na sztucznym boisku z bardzo silnymi drużynami. Przykładowo z: Cracovią, Wisłą czy Hutnikiem Kraków. Przed południem trenowaliśmy na boisku, na które później wchodzili seniorzy Wisły prowadzeni przez Dana Petrescu. Wieczorami ćwiczyliśmy pod "balon". Zazdrościły nam wszystkie kluby w województwie i nie tylko. Stworzyliśmy klub, który był jednym z najlepszych w województwie lubelskim - dodaje Grodecki.
Swoimi
Przez rok Daniluk łączył rolę prezesa w TOP-ie oraz w Podlasiu. - Wtedy bardzo wielu młodych zawodników zasiliło czwartoligowca. Lepsi grali w pierwszym zespole, pozostali w rezerwach. Janusz marzył, by Podlasie było klubem złożonym z chłopców z Białej Podlaskiej lub okolic. Przecież chwilę później do drużyny wrócili: Marek Piotrowicz i Rafał Borysiuk czy Paweł Jędrzejuk. Myśleliśmy o ściągnięciu człowieka od nas, czyli Krzysztofa Stężałę - opowiada Grodecki.
Udało się
Pod wodzą Daniluka Podlasie rosło w siłę. Po dziesięciu latach drużyna awansowała do III ligi. Nikt nie zapomni inauguracji na własnym obiekcie ze Stalą Mielec, którą oglądało ponad trzy tysiące osób. Janusz udowodnił, że chłopcami z miasta można stworzyć silną ekipę na awans - kończy.
Umiał to robić
- Spędziłem u boku Janusza kilkanaście wspaniałych lat pracy przy piłce. Będzie ważną postacią w moim życiu. Pozostawił ogromną wyrwę. Nie robił czegoś za coś. Chciał kierować klubami, jak tylko umiał najlepiej. Z rodzica Kuby stał się prezesem TOP-u, a później Podlasia. Sprawdzał się znakomicie. Pamiętam jak wybraliśmy Janusza na sternika klubu młodzieżowego. Resztę zarządu tworzyli trenerzy, czyli ja, Mirek Goluch, Heniek Grodecki i Krzysio Krucewicz. Zaangażował się do reszty czasowo i finansowo, by stworzyć coś lepszego. Wytworzył się niepowtarzalny klimat, który przetrwał kilka lat. To był złoty okres TOP-u - mówi Dariusz Banaszuk.
Trybuna Daniluka
Były szkoleniowiec TOP-u i Podlasia zaznacza, że obecne obiekty przy ul. Zdanowskiego powstały za kadencji Janusza Daniluka. - Jeszcze kilkanaście lat temu ten teren straszył. Wyglądał jak pastwisko. Obecnie jest kilka boisk, powstała trybuna. Janusz sięgnął głęboko do kieszeni, by dofinansować budowę kilkuset plastikowych siedzeń. Pomagał również zawodnikom. Jeśli nie finansowo, to tak po ludzku, dobrym słowem - dodaje.
Są owoce
Banaszuk wspomina, że właśnie za kadencji Janusza Daniluka w TOP-ie zaczęto pracować z coraz młodszymi dziećmi. - Przykładem niech będzie Maciek Wojczuk. Obecnie najlepszy strzelec Podlasia zaczynał właśnie jako kilkuletnie dziecko u mnie i Krucewicza. Sebastian Szymański, który teraz gra w Legii ćwiczył od małego u Miłosza Storto. Jeśli nawet dzieci nie zaistniały w piłce, każde z nich pamięta, że zaczynało aktywność fizyczną właśnie w TOP-ie - twierdzi.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.