ROZMOWA Z Sebastianem Michalczukiem, bramkarzem Olimpii Biała Podlaska
Koledzy z szatni mówili "proszę pana", a teraz jestem "Sebą". W moim życiu zmieniło się niemal wszystko
Skąd pomysł na wznowienie przygody z piłką ręczną?
- Prawdę mówiąc, nigdy nie było takiego pomysłu. Wszystko potoczyło się dość szybko i niespodziewanie. Na początku lutego napisałem sms-a do Marka Kubiszewskiego, który jest trenerem Olimpii z pytaniem, czy mógłbym przyjść na trening, ponieważ chciałem urozmaicić trochę swoją aktywność fizyczną. Marek, za co jestem mu wdzięczny, szybko odpisał na moją wiadomość, w ktorej zaprosił mnie na swoje zajęcia. Chciałem też sprawdzić, czy gra w piłkę ręczną sprawia mi jeszcze przyjemność. Nie spodziewałem się, że aż tak wielką. W międzyczasie z reprezentowania Olimpii zrezygnował jeden z bramkarzy i tym razem Marek zadzwonił do mnie czy nie zechciałbym odciążyć w meczach Joachima, który zastał na ten moment sam w bramce. I tak 26 marca pojechałem na mecz ligowy do Łodzi.
Po 10 latach wystapiłeś ponownie na parkiecie w meczu ligowym. Jakie to uczucie?
- Nie bede ukrywał, że miałem tremę, jednak do meczu podszedłem z dużym spokojem. Marek zdecydował, że w pierwszej i drugiej połowie zagramy po 15 minut. Mój kolega podbił nieco stawkę, ponieważ rozgrywał bardzo dobry mecz. Wynik na tablicy oscylował wokół remisu. Uwierzcie mi: nie ułatwiało mi to debiutu. Na szczęście pierwsza interwencja przyszła dość szybko, później druga...i jakoś poszło. Ciśnienie spadło. W drugiej połowie kontrolowaliśmy przebieg gry. Odnieśliśmy zwycięstwo. Debiut miałem bardzo udany.
Niewielu kibiców widziało ten mecz, ale czy był show Michalczuka, jak za dawnych lat w AZS-ie?
- Nie mnie to oceniać. To pytanie, na które sam nie potrafię odpowiedzieć. Trzeba o to zapytać trenera lub kogoś innego, kto oglądał mecz z poziomu trybun. Myślę, że na każdym poziomie rozgrywkowym, w każdej dyscyplinie sportu, sportowcom towarzyszą podobne emocje. Gdy udaje się w ważnym momencie pomóc drużynie, każdy musi dać upust swoim emocjom. Kiedyś w bramce szalałem, teraz było dużo spokojniej.
Olimpia Biała Podlaska. Wszyscy zawodnicy są od Ciebie o połowę młodsi. Mówią "proszę pana"?
- Mówili. Szczerze mówiąc, to tego obawiałem sie najbardziej. Nie jest łatwo wejść do jakiekolwiek drużyny w trakcie sezonu, a tym bardziej do tak młodej. Czas się dla mnie przecież nie zatrzymał. Na początku było nie tylko "proszę pana", ale również "dzień dobry" na powitanie. To dobrze świadczy o wychowaniu tych chłopaków. Na szczęście ten etap mamy juz za sobą. Dystans został mocno skrócony. Teraz już jestem "Sebą".
Masz jeszcze marzenia sportowe?
- Nie. Nie mam teraz marzenia sportowego. Czas na takie marzenia był 15 lat temu. Teraz moim zadaniem jest umożliwienie spełnianie marzeń moim synom. Czy to sportowych, czy też innych. Droga do spełnienia marzeń zwiazanych ze sportem nie jest wcale łatwa i przede wszystkim nie ma gwarancji, że się zakończy sukcesem, ale mam nadzieję, że podczas tej drogi będą się wspaniale bawili. Kibicuję im z całego serca.
Minęło sporo czasu. Kończyłeś grę jako 26-latek. Co od tego czasu się zmieniło?
- Dziesięć lat to bardzo dużo czasu. Zmieniło się niemalże wszystko. W zasadzie łatwiej byłoby zapytać, co się nie zmieniło. Wraz z żoną Justyną wychowujemy trzech synów. Najstarszy syn od czterech lat trenuje tenis pod okiem Tomasza Ługowskiego w klubie BKS Gem Biała Podlaska. Uczestniczy także w zajęciach z koszykówki. Średni synek, mimo sześciu lat od listopada rozpoczął treningi piłki ręcznej w najmłodszej grupie wiekowej Olimpii. Jest zachwycony zajęciami, które prowadzi Bartek Ziółkowski, dobrze wszystkim znany zawodnik AZS-. Najmłodszy natomiast jest na etapie poszukiwania swojej pasji. Mimo, że chłopaki mają różne zainteresowania, to z wielką chęcią chodzą kibicować bialskiemu AZS-owi.
AZS AWF Biała Podlaska... To temat zakończony w życiu?
- Myślę, że do tej pory taki temat był całkowicie zamknięty. Teraz też nie wydaje się zbyt realny. Gra w AZS-ie na pewno nie jest moim celem. Tak jak nie było moim celem, aby zagrać w barwach Olimpii. Życie układa różne scenariusze, jednak uważam że to byłaby bardzo ciekawa historia. W tej chwili jestem bardzo wdzięczny trenerowi Markowi Kubiszewskiemu i drużynie Olimpii za to, że w ogóle mogłem po raz kolejny poczuć ligowe emocje. Sprawia mi to ogromną radość.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.