reklama

Sałański: Zależy mi na Podlasiu

Opublikowano:
Autor:

Sałański: Zależy mi na Podlasiu - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

SportSałański: Zależy mi na Podlasiu

ROZMOWA Z Przemysławem Sałańskim, trenerem Podlasia Biała Podlaska
Zależy mi na Podlasiu
Dlaczego czwartkowy trening był ostatnim, jaki poprowadziłeś?

- Decyzja o odejściu była przemyślana i tliła się we mnie od dłuższego czasu. Wszyscy wiedzą, że już wcześniej nosiłem się z zamiarem zakończenia współpracy. Zostałem namówiony do tego, by nadal pracować z zespołem. Słyszałem słowa, że będzie lepiej, że wszystko idzie ku lepszemu. Podjąłem się ciężkiego zadania, ale niestety, różne spojrzenia zarządu i naszego sztabu nie pozwoliły na dalszą współpracę. Brakowało wspólnego mianownika. W pewnym momencie dzban się przelał...

Jako pierwszy napisałem o tym fakcie na naszej stronie www.24wspolnota.pl i rozdzwoniły się telefony. Co chwila otrzymywałem zapytania. Jeden z Czytelników przypomniał nasz wywiad sprzed kilku tygodni...

- Mówiłem, że mogę pracować w Podlasiu za darmo. Zgadza się. Sytuacja była bardzo trudna. W klubie panowało bezkrólewie. Nie było prezesa, a drużyna musiała przystąpić do przygotowań. Nie miałem żadnej umowy, nie było z kim rozmawiać. Podjąłem się wyzwania, nie patrząc na finanse.

Pracowałbyś w Podlasiu za darmo?

- Na to trzeba patrzeć z dwóch stron. Jestem kibicem tego klubu od najmłodszych lat. Chodziłem na mecze, jeździłem nawet na wyjazdy za drużyną. Przecież to klub z mojego miasta. Jestem zżyty z chłopakami. Mógłbym pracować, nie patrząc na pieniądze, ale z drugiej strony mam żonę i dwóch wspaniałych synów. Warto byłoby, żeby mąż i ojciec przynosił złotówki do domu. Praca trenera to naprawdę stresujące i czasochłonne zajęcie. Robić coś dla idei? Chyba każdy mnie rozumie.

Inny Czytelnik był przekonany, że zapewne chodzi o pieniądze?

- Nie. Pieniądze są ważne, ale nie najważniejsze. Myślę, że zarabiałem najniższą kwotę spośród wszystkich trenerów w naszej lidze. Nie patrzyłem na to. Mówiłem już, nie mogliśmy znaleźć wspólnego mianownika w projekcie pt. trzecia liga.

Co Was poróżniło?

- Nie chciałbym o tym mówić, bo nie działałoby to na wizerunek klubu. Może kiedyś opowiem na łamach "Wspólnoty", ale teraz jest za wcześnie. Nie chcę rozwijać tego tematu.

Czyli nie chcesz... w swoje gniazdo...

- Zgadza się. Kibicuję Podlasiu i wszystkim zawodnikom. Klub to przede wszystkim oni. Bez piłkarzy nie byłoby drużyny. Wylewają pot za niewielkie gaże, naprawdę niewielkie i pewne jest, że najniższe wśród wszystkich drużyn trzecioligowych. Nawet w niższej klasie rozgrywkowej pojawiają się większe stawki. Nie chcę wylewać brudów, bo to może im zaszkodzić.

Trenera, który rezygnuje z pracy, trudno później dostrzec na trybunach...

- Nie obrażam się na Podlasie. To mój klub. Jak tylko będę mógł, pojawię się wśród widzów. Zależy mi na Podlasiu. Do grudnia chcę poświęcić się w większym wymiarze czasowym swojej rodzinie. Moja Ewa oraz synowie Janek i Szymek potrzebują męża i taty. Będę zabierał ich na trybuny. Jedynym wyjątkiem byłaby Legia Warszawa. Jej bym nie odmówił (śmiech - przyp. red.).

Dwa razy do jednej rzeki się nie wchodzi?

- Tak się mówi. Ja nie powiedziałem "nie". W przyszłości, za jakiś dłuższy czas chciałbym nadal pracować w Podlasiu. To wielka nobilitacja. Jako mały chłopak kibicowałem: Tomaszowi Pietrasińskiemu, Rafałowi Majkowskiemu czy Ireneuszowi Nosowskiemu, a po kilkunastu latach mogłem być szkoleniowcem w tym samym klubie. To duża sprawa.

Zaczynając od piątku, dziwnie wygląda codzienność?

- Przyznam, że tak. Przecież codziennie trenowaliśmy, a w weekend czekaliśmy na mecz u siebie lub jechaliśmy wiele kilometrów. Teraz to się zmieniło. Obecnie mam czas na odpoczynek, którego mi brakowało. Zapewne z czasem pojawi się głód piłki. Być może zimą ktoś będzie potrzebował trenera do seniorów czy młodzieży. Muszę uciekać, bo właśnie mam czas dla rodziny.

Nie mogłeś zacisnąć zespół i zostać, patrząc przez pryzmat zawodników?

- Razem chcieliśmy osiągnąć swój cel. Wierzyliśmy w to. Wszyscy widzieli moją determinację, by zespół był optymalnie przygotowany, mimo wszystkich przeciwności. Zawsze walczyłem, żeby oni mieli jak najlepiej. Jeszcze raz powiem, bez zawodników nie ma klubu. Za dużo jest rozbieżności, różnicy programowej na temat prowadzenia zespołu. Wydaje mi się, że powinniśmy mieć wsparcie z różnych stron, a tego brakowało, albo było za małe. Przyjdzie nowy trener, który być może będzie umiał więcej wyegzekwować. Może będzie miał większy posłuch.

M.P.

 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE