reklama

Rozmowa z Maciejem Wojczukiem: Moje serce bije dla Podlasia

Opublikowano:
Autor:

Rozmowa z Maciejem Wojczukiem: Moje serce bije dla Podlasia - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

SportRozmowa z Maciejem Wojczukiem, byłym napastnikiem Podlasia Biała Podlaska

Dlaczego nie zdecydowałeś się kontynuować przygody z piłką w rodzinnym mieście?

- Nikt z klubu ze mną nie rozmawiał. Bodajże w marcu dostałem propozycję przedłużenia umowy na tych samych warunkach. Nie chciałem o tym rozmawiać. Chciałem się skupić na utrzymaniu Podlasia w lidze. Mieliśmy wrócić do dialogu po zakończeniu sezonu. Takiego zabrakło. Przyszedłem na pierwsze zajęcia. Pobiegałem i oznajmiłem, iż czekam na kontakt od prezesa Zbigniewa Barszcza.

Była rozmowa?

- Przedstawił swoją ofertę. Ja przedłożyłem swoje oczekiwania. Zdecydowałem, że nie mogłem zgodzić się na te warunki. Nie chodzi już o te pieniądze. Bardziej mam na myśli sytuacje w klubie i odejścia kluczowych graczy. Nie wygląda to ciekawie przed zbliżającym się sezonem.

Kamil Kocoł, Karo Buzun, Mateusz Maciak, Kamil Pajnowski...

- Byliśmy podstawowymi zawodnikami. Może Mateusz mniej grał, ale był ważną postacią. Dobrze, że Przemek Grajek po moich namowach pomoże Podlasiu, na ile będzie mógł i będzie mu pozwalał czas. Trzeba go zrozumieć. Ma rodzinę, swoją firmę, a do tego cały sezon grał na środkach przeciwbólowych.

Ciebie nie było szans namówić?

- Była szansa. Przychodziłem do Podlasia przed sezonem dla Miłosza Storto i by odbudować swoją pozycję. "Miłego" nie ma, chłopaków też nie. Nie widzę pozostania w klubie. Muszę patrzeć na swoją przyszłość. Ciężko byłoby przynajmniej powtórzyć wynik bramkowy z poprzednich rozgrywek, a do tego utrzymać drużynę. Przykładem może być "Kocołek".

Wiesz, że niektórych kroków się nie wykonuje...

- Nie miałem innego wyjścia. Miałem konkretną ofertę z Motoru Lublin. Byłem dogadany, ale na ostatniej prostej coś poszło nie tak. Pojawiły się zapytania z Kotwicy Kołobrzeg i Elany Toruń. Mocno zabiegał o moją osobę. Przedstawił wizję. Jemu bardzo zależało, a w Podlasiu wręcz przeciwnie.

Właśnie Elana. W tamtym roku odmówiłeś przejścia do obecnego drugoligowca. Dlaczego?

- Miałem problemy osobiste. Nie chciałem tam zostać. W międzyczasie zadzwonił Storto i przekonał mnie do powrotu do Białej Podlaskiej. Miałem być przez pół roku, zostałem cały sezon. Walczyłem jak tylko mogłem. Udało się utrzymać ligę, a teraz z szatni docierają do mnie jakieś teksty, które są przykre i dla mnie i dla chłopców, których nie ma. Wystarczy zliczyć moje bramki i Kamila Kocoła. Bez nich łatwo sobie wyobrazić, do której ligi przygotowywałoby się Podlasie obecnie.

Przede wszystkim chodziło o pieniądze?

- Mogę mówić o sobie. Prezes nie dawał takiej podwyżki jak chciałem, ale i tak bym się zgodził na pieniądze. Liczyły się przede wszystkim cele sportowe. Bez tych chłopaków, których już nie ma, nie odnalazłbym się w drużynie.

O jakie kwoty chodziło? Tysiące?

- A daj spokój. 200-300 zł. Dla mnie to skandal. Szanujmy się, to są śmieszne pieniądze.

Orlęta. Kibice Podlasia i ci z Radzynia Podlaskiego nie przepadają za sobą...

- Wiem, że fani wkurzą się na mnie i "Kocołka", ale daliśmy przykład, by spojrzeli, co się dzieje w Podlasiu. Jak się traktuje zawodników i ile oni otrzymują złotówek. To, że się otrzymaliśmy, to bardzo duży sukces. Przykładem niech będzie "Grajo". Jechał na mecze, trenował kosztem rodziny. Nie musiał tego robić. Po prostu chciał.

15 goli zdobytych dla Orląt to cel do zrealizowania?

- Oczywiście, chociaż nie chcę się zakładać. W każdym meczu będę dawał z siebie wszystko. Dla mnie liczą się zwycięstwa i dobro drużyny.

Podlasie bez was będzie miało ciężko utrzymać ligę?

- A kiedy było łatwo? Trzymam kciuki za chłopaków. Wierzę i myślę, że im się uda. Pierwszy skład będzie stabilny. Więcej szans będzie dostawał Kuba Syryjczyk. Fajnie prezentuje się Marcin Kruczyk.

Zdajesz sobie sprawę, że 13 października nie będziesz witany kwiatami?

- Dokładnie. Wtedy Podlasie zmierzy się z Orlętami. Ci, którzy mnie znają wiedzą, iż moje serce bije dla klubu z Białej Podlaskiej. Idę do Orląt, by rozwijać się. Nie patrzę na kibiców. Jeśli nawet zdobędę bramkę, to nie będzie "jazdy na klacie", jak to powiedział Krystian Puton w niedawnym wywiadzie we "Wspólnocie".

A może dzień przed derbami zdarzy się tajemnicza choroba "Woja"?

- Oj nie (śmiech - przyp. red.). Będę grał i starał się jak najmocniej dla Orląt. Takie jest życie człowieka, który kopie piłkę. Gra tam, gdzie go chcą.

Czyli teraz dołączyć do grupy "busiarzy"...

- Dokładnie (śmiech - przyp. red.). Mamy do dyspozycji busa. Z Białej do Radzynia i z powrotem podróżuje aż siedmiu zawodników: ja, Karol Buzun, Rafał Kiczuk, Bartek Ciborowski, Robert Nowacki, Karol Kalita oraz Kacper Waniowski.

Który jesteś w kolejce do prowadzenia auta?

- Nie mam prawka. Będę tylko pasażerem (śmiech - przyp. red.).

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE