reklama

Prawie "ćwiartka" Franka

Opublikowano:
Autor:

Prawie "ćwiartka" Franka - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

SportFranciszek Szabluk mieszka w Malowej Górze, w gminie Zalesie. Był górnikiem. Od kulturystyki przeszedł do wyciskania sztangi. Ma niemal 63 lata, a tytułów mistrzowskich oraz rekordów kilka razy więcej niż wiosen na karku.

Prawie "ćwiartka" Franka

W połowie maja wybrał się na Ukrainę, by w Łucku powalczyć podczas Mistrzostw Świata federacji WPA. Szabluk spisał się bardzo dobrze. Wygrał  w kategorii wiekowej 60-64 lata do 100 kg. W najlepszej próbie poprawił własny rekord globu aż o 15 kg. Wcześniejszy najlepszy wynik na świecie wynosił 230 kg, a od teraz aż 245 kg. - Do pełni szczęścia zabrakło ćwierć tony. Było blisko, jednak w dalszym ciągu nie mogę zaliczyć na oficjalnych zawodach. Na treningach "ćwiartka" już poszła do góry - mówi Szabluk.

Jeszcze się uda

Niespełna 63-letni siłacz przekonuje, że jeszcze dopadnie 250 kg na sztandze. - Najbliższa okazja nadarzy się w Nowych Zamkach na Słowacji. W październiku pojadę do sąsiadów i postaram się zrobić rekord - dodaje.

Na polu i na zabawach

Z pracami fizycznymi miał styczność niemal od urodzenia. - Rodzice mieli sześć hektarów. Od 12 roku życia zacząłem "zawijać" kosą. Widły też nie są mi obce - mówi. Jakie zdziwienie było wśród najbliższych, gdy, jak to mówi Szabluk, mały Franek brał na plecy 150 kilogramów zboża i szedł z ciężarem do spichrza. - Mama prosiła mnie o układanie snopków, a dla mnie to było nic. Wolałem większe wyzwania, a był to dobry trening. Nikt nie mógł uwierzyć, że daję radę - dodaje. Szabluk ze śmiechem wspomina: - Siła także pomagała na zabawach, ale to tylko z konieczności. Byłem i jestem bardzo spokojnym człowiekiem, ale gdy tego wymagała sytuacja, nie chciałbym być w skórze tego, który otrzymał cios - mówi.

Zawód górnik

Miłość do sztangi i ciężarów rozpoczęła się w 1972 roku, kiedy dostał się do szkoły górniczej w Rybniku-Boguszowicach. - W internacie była siłownia. Spodobało mi się i tak do tej pory się męczę. Na koszykarza, czy siatkarza byłem za niski. Mam zacięcie do sportu i tak już od 38 lat jestem zawiązany z siłownią. Najpierw była kulturystyka, później trójbój siłowy, a od kilku lat wyciskanie sztangi na ławeczce - mówi. Zawodnik z Malowej Góry skończył szkołę, później technikum i przez 25 lat zjeżdżał na 800 metrów pod ziemię, by wykonywać zawód górnika.

Jak miód na pszczoły

Szabluk zaczynał jako kulturysta i to imponowało dziewczynom. - Na jachcie na Mazurach fajnie było zobaczyć napompowanego gościa, który nie miał ani grama tłuszczu. Nawet dzisiaj, gdy oglądam zdjęcia, fajnie popatrzeć na przeszłość. Płci przeciwnej to się podobało. Wręcz działało jak miód na pszczoły - mówi ze śmiechem.

Nie ma takiego "świra"

Franek, jak zapewnia, raczej nie jest normalnym człowiekiem. - Robię to, co kocham i to sprawia mi frajdę. Jak pokazują moje wyniki, nie ma drugiego takiego "świra". W kategorii open potrafią wygrać ze mną zawodnicy, ale mają o 20 lat mniej. Gdy ja miałem tyle wiosen na karku, byłem mistrzem świata wszystkich federacji.

Gdy wrzucą mnie do skrzynki...

Szabluk podtrzymuje zdanie o swoim końcu kariery. - Mówiłem tobie już kilka lat temu, że skończę z ciężarami, gdy wrzucą mnie do skrzynki, a ona powędruje do ziemi. Mimo tego wieku mam sportowe marzenia. Za rok lecę do Kanady. Czeka na mnie 250 kg. Moich sukcesów nie byłoby, gdyby nie pomoc bardzo ważnych postaci. Chciałbym bardzo mocno podziękować Danielowi i Edwardowi Tomaszukom - właścicielom firmy Edwood. Mam w nich ogromne wsparcie. Również dziękuję pani Małgorzacie Domagalskiej - prezes firmy Transgaz - dodaje.

Prezydent z mistrzostwem

W miniony weekend Franek startował na Węgrzech. Wygrał z wynikiem 227 kg. - Miałem 250 kg nad głową, ale nie chcę się denerwować. Sędziowie mnie zagotowali. I tak triumfowałem w swojej kategorii wagowej i wiekowej - mówi. Co ciekawe, Szabluk jest prezydentem federacji GPC. - Marzę o tym, by Edward i Daniel Tomaszukowie wręczyli mi kiedyś puchar i złoty medal mistrzostw. Liczę, że doczekam takich chwil - mówi.

Rychlik i Haidar

Niespełna 63-letni sportowiec nie ukrywa, że nie zna lekarzy specjalistów. - Serducho bije, wszystko jest na swoim miejscu, więc nie muszę chodzić po lekarzach. Przepraszam, znam dwóch. Jest to dentysta i chirurg szczękowy - Marek Rychlik oraz świetny specjalista od noworodków - Riad Haidar - kończy.

 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE