KILKADZIESIĄT "SZYBKICH" Z Marcinem Stefańcem, zawodnikiem piłki ręcznej AZS-u AWF oraz trenerem Olimpii Biała Podlaska
Piłka ręczna wzięła się z przypadku
Moja przygoda z piłką zaczęła się od...
- Od dodatkowych zajęć, czyli SKS-ów. Generalnie chodziłem na wszystkie zajęcia sportowe, które były w szkole, ale na ręczną trafiłem przypadkiem. Szkołę miałem kilka kroków od mojego bloku. Po lekcjach wróciłem do domu i okazało się, że nie wziąłem kluczy, więc wróciłem do szkoły, gdzie odbywały się zajęcia z piłki ręcznej. Dołączyłem i jakoś tak zostało.
Pierwsza hala...
- Od czwartej klasy szkoły podstawowej trenowałem i grałem w SP 25, gdzie się uczyłem. Moim nauczycielem wychowania fizycznego i zarazem trenerem był bardzo dobrze znany w Białej Podlaskiej - Paweł Tetelewski, który występował w barwach AZS-u w najlepszym okresie w historii.
Dlaczego piłka ręczna...
- Sam nie wiem. Tak jak mówiłem, próbowałem różnych sportów, ale z piłką do ręcznej czułem się najlepiej. Już trenując handball, zdecydowałem, że zacznę chodzić na zajęcia z piłki nożnej do Korony Kielce. Jak dowiedział się o tym trener Tetelewski, to nie wiedziałem, gdzie mam uciekać i tak zakończyła się moja przygoda z futbolem (śmiech - przyp. red.).
Inne sporty...
- Tak jak już wspomniałem, chodziłem na wszystkie zajęcia sportowe, jakie były. Jeśli miałbym wybrać teraz, w co lubię grać najbardziej, poza piłką ręczną, to postawiłbym na: tenisa ziemnego, siatkówkę plażową i piłkę nożną.
Sukcesy...
- Sukcesów było mnóstwo. Mieliśmy rewelacyjną drużynę w Kielcach i świetnego trenera. Zdobyłem dwa wicemistrzostwa Polski, jeden tytuł mistrzowski. Wygraliśmy z kadrą wojewódzką Ogólnopolską Olimpiadę Młodzieżową oraz Turniej Nadziei Olimpijskich, gdzie dostałem powołanie do reprezentacji.
Pierwsze ważne zawody...
- Przeżywaliśmy zawsze zawody szkolne o mistrzostwo Kielc. Im prezentowaliśmy wyższy poziom, tym każde kolejne zawody stawały się tymi najważniejszymi.
Pierwszy trener...
- Nie muszę go przedstawiać zbyt obszernie. Paweł Tetelewski, czyli były zawodnik AZS-u. Lepiej trafić nie mogliśmy jako drużyna. Byliśmy jego pierwszą ekipą i poświęcił nam dużo czasu i zaangażowania. Zawsze można było się do niego zwrócić, w każdej sprawie. Do tego miał pojęcie na temat piłki ręcznej. Wszystko to sprawiło, że odnosiliśmy ogromne sukcesy.
Pierwsze buty do piłki ręcznej...
- Ciężkie pytanie, ale były to chyba pomarańczowe buty Kempy z paskami. Wspominam je bardzo dobrze.
Pierwsze zarobione pieniądze...
- Po zdobyciu sukcesów, o których już wspominałem, dostawaliśmy stypendium sportowe, prawie tysiąc złotych.
Pierwszy samochód...
- Opel Tigra. Było trochę śmiechu, jak zatrzymywał się powyżej 70 km/h.
Pierwsza bójka...
- Pierwsza bójka miała miejsce w podstawówce, ale nie pamiętam, która to była klasa. Szybko pani nas rozdzieliła. Działo się to na szkolnym korytarzu. Generalnie, wolę bić się podczas meczu.
Idol z dzieciństwa...
- Pamiętam słowa trenera Tetelewskiego, jak pojechałem na kadrę województwa i wszyscy byli ode mnie wyżsi, silniejsi i nie bardzo wierzyłem w siebie. Powiedział, że mam grać jak Bartek Jaszka, który nie jest za wysoki, ale ma rzut z podłoża i dobrze gra pod zespół.
Gdybym nie był piłkarzem...
- Gdybym nie był piłkarzem ani trenerem, byłbym fizjoterapeutą albo psychologiem. Nie wyobrażam sobie innego scenariusza.
Rodzice "za" czy "przeciw" piłce nożnej...
- Rodzice zawsze mnie wspierali w tym, co robiłem. Na początku mama się trochę uparła, żebym tańczył taniec towarzyski. Lubiłem to, ale piłka ręczna wygrała zdecydowanie. Musiałem w gimnazjum już wybrać jedną dyscyplinę. Gdy już wybrałem piłkę ręczną, to zawsze miałem od niej wsparcie.
Ulubiona kreskówka...
- Chętnie oglądałem Tabalugę i nie pamiętam, co tam jeszcze wtedy leciało.
Ulubiony przedmiot w szkole...
- Oczywiście wychowanie fizyczne, ale poza tym była to biologia.
Przykładny uczeń...
- Powiem tak. Poziom nauki malał wprost proporcjonalnie do mojego zachowania. W podstawówce potrafiłem być nieznośny, ale zawsze miałem czerwony pasek. W liceum już postawiłem na sport, więc oceny nie były świetne, ale matura poszła bardzo dobrze.
Ksywa...
- Ksywę wymyślił trener. "Stefan" i tak zostało.
Najlepszy kumpel...
- W podstawówce czy gimnazjum mieliśmy swoją paczkę. Do tej pory utrzymuję z wieloma z nich kontakt, spotykamy się podczas świąt czy innych okazji. Nie chciałbym wymieniać jednej osoby.
Grzeczny chłopiec...
- Jak to za dzieciaka, różne pomysły przychodziły do głowy. Jak tak teraz sobie myślę, to cieszę się, że żyję. Im byłem starszy, tym więcej oleju przychodziło do głowy. Hmmm, a może i nie (śmiech - przyp. red.).
Najgłupsza rzecz zrobiona w dzieciństwie...
- Wspinaczka bez zabezpieczeń po kamieniołomach na moim osiedlu. Jak kumpel spadał i zatrzymał się na drzewie, to przez chwilę śmiesznie nie było.
Matura...
- Oczywiście za wiele wtedy nie spałem. Strasznie się stresowałem. Uczyłem się dość sporo. Korzystałem z korepetycji, jeśli czegoś nie wiedziałem, bądź nie rozumiałem. Dużo stresu, ale wyniki były na 4+.
Najlepsza drużyna w kraju i na świecie...
- W Polsce oczywiście Vive Kielce, zaś na świecie lubię oglądać FC Barcelonę.
Pierwsza miłość...
- W podstawówce poznałem Izę, która chodziła do młodszej klasy.
Ulubiona drużyna...
- Oczywiście Olimpia Biała Podlaska. To grupa chłopców, których prowadzę od kilku lat i mamy spore sukcesy. Nie tak dawno awansowaliśmy do grona czterech najlepszych zespołów w kraju wśród juniorów.
Najlepszy rywal na boisku...
- Zespół Francji w młodzieńczych latach, kiedy grałem w reprezentacji, a jeśli chodzi o obecne czasy, to zawodnicy Orlen Wisły Płock. Walczyliśmy z nimi w Pucharze Polski.
Pamiętny mecz...
- Opowiem o dwóch. Mecz z Francją, kiedy w ciągu 40 minut rzuciłem 10 bramek. Dość dobrze będę wspominał też mecz w Pucharze Polski z Padwą Zamość, kiedy miałem nie występować z powodu wysokiej temperatury, ale trzeba było pomóc drużynie i w 13 minut udało się zdobyć osiem bramek.
Wymarzone miejsce na wczasy...
- Jeszcze takiego nie odkryłem.
Najpiękniejsze miejsce, w którym byłem...
- Chyba Barcelona.
Zwolennik czy przeciwnik pirotechniki...
- Generalnie nie zastanawiałem się nad tym nigdy, ale raczej przeciwnik. Nawet ze względu na zwierzęta podczas okresu sylwestrowego.
Jak radzę sobie w kuchni...
- W kuchni mam świetne urządzenie, które myśli i robi za mnie. Nie jestem najlepszym kucharzem i często zwyczajnie nie mam na to czasu.
Popisowe danie...
- Makaron z kurczakiem z sosem BBQ.
Bilet na mecz życia czy w kosmos?
- Zdecydowanie bilet na mecz życia. Kosmos to nie moja bajka.
Górskie spacery czy morze?
- I jedno i drugie kojarzy mi się z ciężkim bieganiem, ale wybrałbym morze.
Grzyby czy ryby?
- Ani ryby, ani grzyby.
Wieś czy miasto?
- Zdecydowanie miasto. Na wieś lubię pojechać raz na jakiś czas jako odskocznia.
Filharmonia czy festyn?
- Festyn. W filharmonii nie byłem, więc jeszcze wszystko przede mną.
Dres czy kołnierzyk?
- Zdecydowanie dres. Chodzę w dresach prawie przez cały czas ze względu na swoją pracę i zainteresowania.
Ulubiona potrawa serwowana przez mamę?
- Mama Beata jak zrobi zwykłe kanapki, to dla mnie one mają już to coś, że mogę je jeść i jeść. Jeśli miałbym wybrać potrawę, to byłaby to chyba grzybowa i ziemniaki z cebulką i boczkiem.
Piwo czy whisky?
- Generalnie zależy od okazji, ale lubię piwo i whisky.
Moje życie w czasach koronawirusa...
- Koronawirus kojarzy mi się ze zdalną pracą, FIFĄ 2020, CS GO, gotowaniem, snem, serialem, rowerem i domową siłownią.
Klub, w którym chciałeś zagrać?
- Zawsze w Vive Kielce.
Klub, w którym nigdy byś nie zagrał?
- Nie ma takiego.
Najlepszy piłkarz, przeciw któremu zagrałeś?
- Ciężko wymienić jednej z Orlen Wisły Płock. Roiło się tam od reprezentantów różnych krajów. Na ostatnim turnieju gościliśmy Mieszków Brześć, w składzie którego grał William Accambray - były mistrz świata z reprezentacją Francji.
Najlepszy piłkarz w PGNiG Superlidze?
- Igor Karacić z Vive.
Najlepszy piłkarz AZS-u?
- Trochę kontuzja dała się we znaki, ale jest nim Leon Łazarczyk.
Którzy piłkarze trzymają szatnię?
- Szatnię trzymają wszyscy zawodnicy. Nie można wybrać jednego czy kilku, bo każdy ma swój w atmosferę, która panuje.
Największy żartowniś w drużynie?
- Był nim kiedyś Kamil Wasiłek. W tej chwili każdy coś doda od siebie.
Największy imprezowicz?
- Pomidor.
Największy modniś?
- Raczej nazwałbym to inaczej. Osoba, która zna się na stylu i przykłada do tego sporą uwagę to chyba Michał Bekisz.
Największy nerwus?
- Jak ktoś go zdenerwuje na boisku, to lepiej do Łukasza Kandory nie podchodzić. Już nie jeden leżał na parkiecie.
Największy pantofel?
- Nie ma u nas takich.
Którego z zawodników chciałbyś zobaczyć w "Turbokozaku"?
- Uważam, że Przemek Urbaniak wykręciłby niezły wynik.
Najbardziej pamiętna impreza z kolegami z drużyny?
- Myślę, że jeszcze przed nami.