ROZMOWA Z Dominikiem Marczukiem, zawodnikiem Podlasia powołanym na konsultację reprezentacji Polski
Moja Ewa i Leszek to kochani ludzie
Kiedy dowiedziałeś się, że będziesz powołany do kadry?
- Było to dokładnie 5 listopada. Zadzwonił do mnie prezes TOP-u 54 oraz mój były trener Tomasz Buraczewski.
Jaka była reakcja?
- Normalna, czyli wielka radość. Cieszyłem się, gdyż po raz kolejny otrzymałem powołanie. Po raz pierwszy byłem na kadrze w Szamotułach w kategorii do lat 15. Tam nie wyszło tak, jak chciałem. Byłem zestresowany.
Wcześniej byłeś na Letniej Akademii Młodych Orłów i jako zespół do lat 15 pokonaliście 13:0 Litwę...
- Zapewne zaprezentowałem się na tyle dobrze, że pojawiłem się w Siedlcach. Wcześniej za zespół odpowiadał Bartłomiej Zalewski, a teraz Marcin Dorna.
Niezbyt często zdarza się, że 15-latek gra w seniorach i to w trzeciej lidze...
- Jestem przykładem, że można. Zaufał mi trener Przemysław Sałański i dał szansę debiutu. Przeskok z juniorów do seniorów był duży. Na początku ciężko było mi się odnaleźć, ale z każdym treningiem i meczem nabierałem pewności siebie.
Będzie jeszcze lepiej?
- Mam taką nadzieję. Swoją postawę oceniam dobrze. Myślę, że będzie jeszcze lepiej w kolejnych spotkaniach. Zdaję sobie sprawę, że cały czas muszę pracować i jeszcze dużo się nauczyć.
Co jest Twoją mocną stroną?
- Myślę, że motoryka i dynamika. Od wielu osób często słyszę, że wyróżniam się tym na tle pozostałych zawodników.
Tydzień temu we "Wspólnocie" był wywiad z Piotrem Woźniackim, który jest menagerem i bardzo spodobała się mu Twoja gra...
- Tylko się cieszyć. Chwilę porozmawialiśmy. Wiem, że ma się jeszcze pojawić w Białej Podlaskiej. Jestem z tego powodu zadowolony, a zarazem dumny. Muszę ciężko pracować, żeby moja gra podobała się innym. Nie mogę się "podpalać", czy osiąść na laurach z powodu tego, że zainteresował się mną pan Woźniacki czy trener Dorna. Cały czas chcę się uczyć.
Przez kilka dni byłeś na zgrupowaniu. Co robiliście?
- Mieliśmy pięć jednostek treningowych: trzy normalne treningi, sparing oraz grę między sobą.
Jakie to uczucie pojechać na zgrupowanie kadry?
- Wielkie wyróżnienie. Nie czułem się dziwnie. Atmosfera była fajna.
Masz szansę na kolejne powołania?
- To decyzja selekcjonera. Mam nadzieję, że na tym moja gra w kadrze się nie skończy.
Sądziłeś, że kiedyś dostaniesz powołanie?
- Powiem szczerze, że chyba każdy chłopak marzy o takim czymś. Mi się udało, ale nie sądziłem, że stanie się to tak szybko.
Pamiętasz początki gry w piłkę?
- Odkąd tylko pamiętam, zawsze i wszędzie grałem w piłkę. Tak jak wspominał mój pierwszy trener Kamil Korniluk, byłem na turnieju ze starszym bratem. Dostałem piłkę, przebiegłem z nią kilkanaście metrów i strzeliłem. Szkoleniowiec zauważył we mnie potencjał i zaprosił na zajęcia.
Później były przenosiny do TOP-u 54 Biała Podlaska...
- W Huraganie przeżyłem piękne chwile. Z niektórymi kolegami czy koleżankami z zespołu utrzymuję kontakt do dzisiaj. W TOP-ie na początku było ciężko się odnaleźć. Wystarczyło trochę czasu i się zaaklimatyzowałem.
Jakie masz marzenia związane z piłką nożną?
- Chciałbym grać na jak najwyższym poziomie i kiedyś wystąpić w dorosłej reprezentacji kraju.
A w jakim klubie?
- FC Barcelonie.
Masz idola?
- Jest nim Trent Alexander-Arnold. To zawodnik grający na mojej pozycji, czyli na prawej obronie. Ma podobne warunki do moich. Obserwuję go od dłuższego czasu.
Rodzice byli za czy przeciw futbolowi?
- Zawsze mnie wspierali. Rodzic kocha dziecko i chce dla niego jak najlepiej. Pomagali mi, wozili na treningi. Nigdy im tego nie zapomnę. Moja Ewa i Leszek to kochani ludzie.