ROZMOWA Z Marcinem Kasprowiczem, trenerem reprezentacji Polski kobiet do lat 19 oraz prezesem AZS-u PSW
Był moim zawodowym ojcem
Kim dla Ciebie był Józef Bergier?
- Więcej niż szef, rektor, znacznie więcej niż pracodawca. Nie ukrywam, że traktowałem go jako zawodowego ojca. Będąc studentem piątego roku usłyszałem zapytanie od profesora Bergiera, czy chciałbym podjąć pracę w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej. Było to dla mnie wielkie zaskoczenie i wyróżnienie. Skorzystałem z możliwości rozwoju zawodowego i trenerskiego. Zaczęliśmy tworzyć piłkę kobiecą w Białej Podlaskiej. Przełamaliśmy bariery psycho-społeczne, organizacyjne. Na początku nie dysponowaliśmy w najmniejszym stopniu bazą piłkarską. To Bergier tworzył wszystko od podstaw przez pryzmat uczelni, sportu akademickiego.
Mocno angażował się w życie klubu?
- Oczywiście. Jego zaangażowania nie da się opisać. Mamy piękny stadion, halę sportową. Wszystko jest naznaczone naszym rektorem. Corocznie zwiększane były nakłady finansowe uczelni na piłkę nożną kobiet. Budowaliśmy system szkolenia. Wiele dziewcząt mogło i mogą spełniać swoje pasje. Wychowaliśmy reprezentantki Polski. Oprócz Medyka Konin i AZS-u Wrocław jesteśmy zespołem, który nieprzerwanie występuje w Ekstralidze.
Jakim człowiekiem był Józef Bergier?
- W stosunku do mnie był bardzo wymagającą osobą. Jak prawdziwy ojciec czasem był wyjątkowo szczodry, wymagający, konsekwentny. Czasem ganił za opieszałość, chwalił i nagradzał. Przede wszystkim w mojej opinii oceniał rzeczy po imieniu, bez względu czy było to gorzkie czy słodkie. Brałem je do serca. Budził respekt, ale zawsze chciałem spełnić jego oczekiwania. Potrafił być przyjacielem w trudnych sytuacjach, wyjątkowo emocjonalnych. Pomagał. Był moim promotorem przy doktoracie. Inspirował mnie do pracy dydaktycznej. Pokazywał możliwości, ścieżki.
Będzie Ci brakowało Józefa Bergiera?
- Dokładnie. Nie tylko przez pryzmat szefa. Był moim kolegą z pracy. Inteligentny, kulturalny na każdym poziomie. Był moim inspiratorem zachowań, działań, realizacji planów i celów. Będzie brakowało mi rozmów tych prywatnych, głęboko osobistych. Rozmawialiśmy na wszystkie tematy, te proste przyziemne i bardzo wrażliwe. Nie mieliśmy przed sobą tajemnic.
Kiedy po raz ostatni rozmawialiście?
- Kilkanaście dni przed jego zaśnięciem. W chorobie interesował się naszym zespołem, drużynami młodzieżowymi. Nie skarżył się, nie dał znać, że go boli.