reklama
reklama

"Lala", za wcześnie!

Opublikowano:
Autor:

"Lala", za wcześnie! - Zdjęcie główne
reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Sport6 października skończył 35 lat. Po długiej i ciężkiej chorobie odszedł Artur Osypiuk. Bialczanin był znaną osobą sportu w regionie.
reklama

Piłka przede wszystkim

Od najmłodszych lat interesował się szeroko pojętą kulturą fizyczną. Kochał aktywność pod każdym kątem. Jako młody chłopak z osiedla Kopernika uganiał się za piłką na piaskowym boisku przy SP nr 2 w Białej Podlaskiej. Później rozpoczął treningi w drużynie Podlasia. - Z rocznika 1982 wyróżniał się Artur, Łukasz Rogowski oraz Marcin Olszewski. Dołączyli do mnie i mieliśmy przyjemność pracowania przez kilkanaście miesięcy - mówi Ryszard Więcierzewski, trener Osypiuka.

 - Grał na prawej obronie. Był bardzo sympatycznym chłopcem. Nie pamiętam, bym miał z nim problem. Miał ksywę "Lala" - zawsze z żelem na włosach, zadbany, ładnie ubrany. Nie mogę uwierzyć, że nie żyje - dodaje Jan Jakubiec, szkoleniowiec, który prowadził go przez dwa lata.

Przyjemność

Po wieku juniora próbował swoich sił w seniorach Podlasia. - Pod moją wodzą występował w drugiej drużynie. Był systematyczny oraz bardzo sympatyczny. Nie pamiętam, by opuścił zajęcia. Wyróżniał się dobrą techniką, dobrą wydolnością. Przyjemnością była praca i obcowanie z takim zawodnikiem. Poświęcał się treningom, swojej pasji - twierdzi Dariusz Banaszuk, trener w czasach Podlasia.

Połykał przestrzeń

Przez kilka sezonów współpracował z Jackiem Syryjczykiem.  

- Miałem przyjemność pracować z nim w Lutni Piszczac, MKS-ie Mielnik oraz Huraganie Międzyrzec Podlaski. Grał na prawej obronie. Mieliśmy paczkę na awans, ale na dwa tygodnie przed startem ligi powiedziano nam, że nie będzie pieniędzy na walkę o mistrzostwo w Klasie Okręgowej. Artur miał rzadko spotykaną swobodę biegu. Połykał przestrzeń. Ruszał z wielką gracją. Był naturalnie dynamiczny, mocno wydolny. W rozwoju przeszkodziły mu kontuzje, ale to wynikało z jego charakteru. Nigdy nie odstawiał nogi i z tego powodu łapał urazy. Jego kapitalne dośrodkowania widzę nawet teraz. Dla mnie był zawodnikiem na minimum czwartą ligę - mówi Syryjczyk.

Nie dało się go nie lubić

Syryjczyk pamięta Artura od jego najmłodszych lat. - Z obecnym prof. zw. dr hab. Józefem Bergierem przeprowadzaliśmy badania do pracy jeszcze wtedy doktorskiej. "Osyp" miał bodaj 11 lat. Wyróżniał się. Nie sądziłem, że później będę miał przyjemność z nim współpracować. Był klasą samą w sobie. Zapamiętam go jako człowieka zawsze uśmiechniętego, z dużym optymizmem. Nigdy nie odmówił przysługi, pomocy. Był bardzo taktowny. Miał klasę, charyzmę, powab. Wszystko komentował swoim uśmiechem. Nie dało się jego nie lubić. Wytwarzał pozytywne fluidy - dodaje.

Profesjonalista

Po przeprowadzce do Dęblina nie porzucił młodzieńczej miłości. Od sezonu 2012/2013 występował w Mazowszu Stężyca w Klasie A. Był podstawowym zawodnikiem. Z czasem zaczął pracę asystenta trenera Marcina Gajdzińskiego. - Robił treningi w pełni profesjonalnie. Zawsze mogłem na niego liczyć. Nie mogę powiedzieć na niego złego słowa. Nie spodziewałem się, że tak szybko odejdzie mój zawodnik, a zarazem kolega i przyjaciel. Zawsze będę go pamiętał w pozytywnym świetle. Wszystkich przekonywał swoją osobą, podejściem do obowiązków, optymizmem. Mieliśmy jeszcze wiele planów na przyszłość - mówi ze łzami w oczach Gajdziński.

Jak bracia

Jednym z najbliższych kolegów Artura w czasie studiów i gry w piłkę był Marcin Kieruczenko. Obecny trener SPLGMP Rogoźnica uczył się z "Osypem" na bialskiej uczelni sportowej. - Na każdym obozie sportowym mieszkaliśmy w jednym pokoju. Miałem samochód i zawsze jechał ze mną. Wiele rzeczy robiliśmy wspólnie: chodziliśmy na dyskoteki, pisaliśmy ściągawki, występowaliśmy na boisku. Będzie mi go bardzo brakowało. W chorobie wspierałem go na tyle, ile mogłem. Przed świętami chcieliśmy jechać do niego do szpitala w Warszawie. Powiedział, że nie ma sensu, bo wpuszczają tylko dwie osoby, a jedno miejsce jest zarezerwowane dla jego mamy. Odpuściliśmy i mieliśmy spotkać się w minioną sobotę. Doszło do niego, ale było to na nieszczęście ostatnie pożegnanie - mówi "Kiera".

Aktywnie

Po skończeniu studiów na ocenę bardzo dobrą rozpoczął pracę w Zasadniczej Szkole Zawodowej w Technikum Gastronomicznym. Przez pewien czas uczył w policji wychowania fizycznego. Po przeprowadzce do Dęblina rozpoczął pracę w zakładzie wychowania fizycznego w Wyższej Szkole Oficerskiej Sił Powietrznych. W trzech książkach można znaleźć jego badania naukowe. W 2015 roku wziął udział w konferencji krajowej. Od kilku lat był członkiem klubu biegacza - biegusiem.pl w Dęblinie. Wziął udział w kilkudziesięciu startach. Kochał sport, kochał aktywność fizyczną.


REDAKTOR MA GŁOS

Mateusz Połynka, Wspólnota

Żegnaj kolego

Śmiało mogę nazwać go swoim kolegą. Znamy się od najmłodszych lat, gdy on występował w zespołach młodzieżowych Podlasia, a ja dopiero próbowałem tego dokonać. Później nasze drogi spotkały się w przygodzie z gwizdkiem w ustach. Razem przesędziowaliśmy kilkadziesiąt meczów piłkarskich. Byliśmy jakoś sobie "pisani". W różnych okresach reprezentowaliśmy Lutnię Piszczac i obaj zamieszkaliśmy w Dęblinie. Widywaliśmy się od czasu do czasu. Nie zapomnę jego uśmiechu. Gdy wspominam "Osypa" czy "Osypiska", jak na niego mówiłem, widzę go w słoneczny dzień. Często żartowaliśmy z byle czego. Zawsze opalony, wysportowany, umięśniony. Okaz zdrowia. Pamiętam, jak chciał zmienić samochód i szukał właściwego.

Dosyć wcześnie dowiedziałem się o jego problemach zdrowotnych. Nie chciał, by znajomi z Białej Podlaskiej o tym wiedzieli. Utrzymałem tajemnicę. Starałem się go wspierać dobrym słowem i modlitwą. Przegadaliśmy wiele godzin. Zdawał sobie sprawę z powagi choroby, ale był optymistycznie nastawiony do życia. Nie narzekał. Nikogo nie obwiniał za swój los. 10 grudnia wysłałem mu artykuł ze Wspólnoty o Ewaryście Gasiewiczu, który odszedł od związku piłkarskiego, a obaj znaliśmy go doskonale. Przeczytał go. Sześć dni później rozmawialiśmy. Napisał mi, że stabilizują go. "A co dalej:)???Ehh". 27 grudnia nad ranem otrzymałem wiadomość, że odszedł na zawsze. Nie mogę się z tym pogodzić. Będzie go nam brakowało. Do końca mojego życia zostanie mi w pamięci jego uśmiech i białe zęby. 

W połowie grudnia wpadłem na pomysł, by dodać otuchy Arturowi. Poprosiłem Roberta Lewandowskiego, by nagrał kilkunastosekundowy filmik specjalnie dla "Osypa". Zgodził się. Na początku nowego roku miałem otrzymać nagranie. Niestety, Artur - wielki kibic Bayernu Monachium nie zobaczy już filmu od "Lewego".

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
reklama