ROZMOWA Z Marcinem Jakubcem, byłym zawodnikiem Podlasia Biała Podlaska
Zawsze mieliśmy mocną szatnię
Memoriał i już po nim. Jak wrażenia?
- Jak najbardziej pozytywne. Nie spodziewaliśmy się aż tak dużego zainteresowania naszymi turniejowymi zmaganiami ze strony przyjaciół, kolegów, rodzin czy nawet sąsiadów, a także dawnych kibiców Podlasia, którzy zaczepiali mnie na ulicy pytaniami odnośnie memoriału. Wieść o turnieju bardzo szybko się rozeszła, dostałem wiele zapytań o terminie rozpoczęcia niedzielnych zawodów i o składzie w jakim zagramy. Organizacja i atmosfera przeszła najśmielsze oczekiwania. Warto było podejmować się spraw organizacyjnych w ramach udziału "Podlasia 1983".
Dlaczego właśnie Ty?
- Lubię wyzwania. Akurat takie zadanie postawiłem sobie rok temu, żeby zebrać dawną ekipę rocznika 1983, który reprezentował Podlasie. Miałem również sygnały od moich dawno niewidzianych kolegów, że z chęcią spotkaliby się ponownie w piłkarskich strojach i pograli dawnymi schematami (śmiech - przyp. red.), więc lepszej okazji nie można było sobie wymarzyć niż udział w memoriale.
Kogo zobaczyłeś po latach?
- Z Radosławem "Konusem" Klujewskim, który promuje swój piłkarski talent na Wyspach Brytyjskich w ligach polonijnych, Sebastianem "Dżonym" Johnsonem, który mieszka w Poznaniu, a także, mimo małej odległości do Łosic z Tomaszem "Czołgiem" Piotrowskim, bardzo angażującym się w wychowanie piłkarskiej młodzieży z Mazowsza.
Kogo zabrakło i dlaczego?
- Na 15 zawodników przewidywanych do udziału w memoriale, zabrakło jedynie Emila "Ramy" Ramotowskiego, którego obowiązki służbowe zatrzymały w Belgii. Ubolewam nad tym, ale brak jednej osoby na 15, statystycznie i tak uważam za organizacyjny sukces.
No i wystąpiliście w koszulkach, które mają kilkanaście lat...
- W tygodniu poprzedzającym memoriał, złożyłem wizytę w klubie, a konkretnie w magazynie odzieży i sprzętu sportowego, żeby wybrać trykoty. Były oczywiście nowe stroje Podlasia, które oferowano nam na wypożyczenie w ramach udziału w niedzielnym turnieju, ale mi chodziło o stroje jak najbardziej "retro", przypominające stare dobre czasy. Wybór padł na gustowne (śmiech - przyp. red.) koszulki zielono-białe, w których nasi starsi koledzy bili się o drugą ligę. Tutaj składam serdeczne podziękowania prezesowi Podlasia, mojemu koledze Karolowi Filipkowi za wypożyczenie i możliwość zagrania w tych właśnie strojach, które wielu kibicom obecnym w niedziele w hali w SP 5 przypomniały o czasach świetności bialskiej piłki.
Ale osiągnęliście wynik trochę poniżej oczekiwań...
- Oczywiście, że tak. Nasza piłkarska ambicja nie pozwala temu zaprzeczyć. Jednak patrząc realnie na możliwości motoryczne i wagowe (śmiech - przyp. red.) naszej drużyny to zwycięstwo i remis napawa optymizmem w przyszłość. Każdy z zawodników "Podlasie 1983" obiecał, że za rok wypadnie lepiej i zrobi wszystko, żeby poprawić swoją kondycję.
Z tego co widziałem i słyszałem, szatnia żyła?
- Jak najbardziej. Szatnię zawsze mieliśmy mocną (śmiech - przyp. red.) i na tym bazowaliśmy, grając niegdyś w piłkę. W niedzielę wszyscy zawodnicy jeszcze raz poczuli tą atmosferę. Były żarty, wspomnienia i sytuacyjne docinki meczowe jak za dawnych lat. Po kolegach widziałem radość i wzruszenie możliwością bycia jeszcze raz razem i przeżywania wspólnych sukcesów i porażek.
Jak za starych czasów?
- W niedzielnych rozmowach wszyscy zawodnicy podkreślali, że chociaż zmieniliśmy się wyglądem i kondycją, to każdy dorzucał coś od siebie, żeby wytworzyć taką samą atmosferę w szatni jaka była dawniej. Dowcipne charaktery pozostały te same.
Jak kiedyś trenerem był Twój tato Jan, ale asystentem?
- Mój ukochany 10-letni syn Nikodem, piłkarz AP TOP-54, kibic Legii Warszawa i Interu Mediolan, fan talentu Lautaro Martineza, który w niedzielę wstał ze mną o 6 rano. Zdarzyło się to po raz pierwszy. Mam na myśli brak marudzenia z powodu wczesnej pory. Uczestniczył w memoriale do końca, jako asystent i kierownik drużyny. W jednej ekipie znalazły się trzy pokolenia Jakubców. Fajna sprawa.
Jak mu się podobało?
- Był bardzo przejęty swoją rolą. Już sobotniego wieczoru przed turniejem naszykował sobie notatniki i teczki, żeby wszystko sprawnie notować podczas zawodów. Tak szczęśliwego syna zaangażowanego w sport chciałbym oglądać codziennie.
I otrzymał nagrodę...
- Mina Nikosia była bezcenna jak wyczytywałeś jego imię i nazwisko. Był totalnie zaskoczony. Liczba kibiców patrzących na tą sytuację przypominała wielkie sportowe wydarzenie, w środku którego się znalazł. Piłkę, którą otrzymał po powrocie z memoriału musiałem od razu napompować, przygotowując do domowych rozgrywek.
Po zmaganiach w hali, mieliście kolację?
- To wydarzenie też trzeba było odpowiednio wcześniej zaplanować i zorganizować. Tutaj dziękuje serdecznie mojemu przyjacielowi Michałowi Kwietniowi za trud włożony w ogarnięcie tego wszystkiego. Faktycznie, spotkaliśmy się wieczorem na wspólnej kolacji, żeby przypieczętować ten wspaniały dzień, który przyniósł nam wiele radości. Rozmów nie było końca. Obserwując moich kolegów z boiska przy stole, widziałem jak bardzo potrzebują takich spotkań we wspólnym gronie. Były wspomnienia, żarty i liczne anegdoty - bezcenne chwile po latach piłkarskiej rozłąki.
Za rok również zagracie?
- Obowiązkowo. Nie widzę innej opcji. Wszyscy są na tak.
Dlaczego?
- Bardzo nam miło, że swoim udziałem w turnieju dokładamy cegiełkę w pielęgnacji pamięci kolegi Artura Osypiuka i Janusza Daniluka. Zachęcamy przy tym inne drużyny o aktywne włączenie się w memoriał za rok i stworzenie z tego wydarzenia lokalnej i corocznej tradycji.