Od kilku tygodni Janina Kolęda mieszka w dawnej oborze na podwórku obok rodzinnego domu, który od lat zajmuje jej córka z rodziną. Warunki ma dramatycznie złe - brak prądu i bieżącej wody. - Wieczory spędzam przy świecy, telewizor mam, ale co z tego, jak nie ma tu prądu. Czytam gazetę czasem, nie załamię się - uspokaja. Żyje nadzieją, że przejmie dom. Kto jej w tym pomoże, nie wiadomo. Na prawnika ją nie stać.
Pod jednym dachem nie da rady
Jak twierdzi starsza kobieta, budynki należą tylko do niej i chce je odzyskać. To jej ojcowizna odziedziczona po matce i zmarłym wiele lat temu bracie. Podczas naszej wizyty pokazuje oryginał postanowienia sądowego, który ma to potwierdzać. Tyle że w domu od lat mieszka jej córka z rodziną składającą się z męża i sześciorga dzieci. Mieszkała tam do śmierci matka Janiny Kolędy. Wzajemne relacje jej i jej córki nie należą do łatwych. Mieszkanie pod jednym dachem jest wykluczone.
Ktoś musi ustąpić
Janina Kolęda do jesieni ubiegłego roku mieszkała u syna w tej samej wsi, ale ten ją eksmitował. Byli skonfliktowani. Kobieta zamieszkała wówczas w Janowie Podlaskim, przygarnięta przez obcą osobę. Stamtąd jednak musiała się wyprowadzić i syn przywiózł ją do tej nieszczęsnej obory. - Nie pójdę do żadnego socjalnego. Dlaczego ja mam iść, kiedy to jest mój dom? Niech córka tam idzie. Ona mówi, że tu pieniądze włożyła - okna wymieniła i tak dalej. Nie musiała tego robić, a poza tym za te lata, kiedy tu mieszkała z rodziną, nikt mi nie płacił - odpowiada przekonana, że jest "na prawie".
Więcej w elektronicznym (CZYTAJ TUTAJ) i papierowym wydaniu Wspólnoty (dostępnym w punktach sprzedaży).