Chodzi o sytuację dotyczącą koncertu "Bogusław Kaczyński in memoriam" ze stycznia 2018 roku, na którym wystąpił Witold Matulka. Organizator Bialskie Centrum Kultury - jak twierdzi przez pomyłkę - podało na umowie numer bankowy innego tenora, Marka Torzewskiego. Pieniądze - około 4,5 tys. zł - zostały przelane na konto tego artysty. Po próbach negocjacji podejmowanych przez pracowników centrum kultury z menadżerem tenora, pieniędzy nie udało się odzyskać. BCK sprawę zgłosiło więc do prokuratury, która oskarżyła artystę o przywłaszczenie.
Torzewski podczas rozprawy chciał wykazać przed sądem, że to nie były przypadkowo przelane pieniądze. Twierdził, że to zwrot kosztów podróży z Brukseli na inny koncert do Białej Podlaskiej.
Bialski sąd w grudniu ubiegłego roku uznał tenora za winnego przywłaszczenia 4550 zł, które wpłynęły na jego rachunek bankowy. Skazał go na grzywnę w wysokości 7,5 tys. zł. Nałożył na oskarżonego obowiązek naprawienia szkody, czyli wpłacenia na rzecz BCK 4550 zł. Wyrok nie był prawomocny.
Torzewski nadal się broni
Artysta nie zgadzał się z wyrokiem. Konsekwentnie utrzymywał, że jest niewinny. Od samego początku bronił się sam, bez posiłkowania się adwokatem. Nie pojawił się na odczytaniu wyroku ze względów zdrowotnych. Torzewski skierował też do sądu wniosek o uzasadnienie wyroku.
Pismo z wniesioną apelacją Marka Torzewskiego wpłynęło do Sądu Rejonowego w Białej Podlaskiej 5 marca. Akta wraz z apelacją powinny trafiły do Sądu Okręgowego w Lublinie
Sąd odrzucił apelację
We wtorek lubelski sąd utrzymał w mocy wyrok bialskiego sądu. Oznacza to, że Torzewski musi zwrócić 4550 zł dla Bialskiego Centrum Kultury. Wyrok jest prawomocny. Torzewski musi jeszcze m.in. zapłacić 840 zł na rzecz oskarżyciela posiłkowego oraz 800 zł dla Skarbu Państwa ze względu na postępowanie odwoławcze.