Przyjęci gwizdami i buczeniem reprezentanci rządu starali się przedstawić spóźnione działania resortu łagodzące skutki epidemii ASF rozlewającej po woj. lubelskim.
Musieli przedzierać się z wyjaśnieniami przez częste krzyki i wyrazy oburzenia wielu pokrzywdzonych wskutek wybicia stad świń oraz działaczy, którzy chcieli przy okazji upiec własną pieczeń. Niektórzy z najgłośniej wrzeszczących usiłowali przekonać, że ASF nie ma, a jest tylko pozorowana epidemia... Największy atak dotyczył powiatowego lekarza weterynarii o Białej Podlaskiej, któremu hodowcy i rolnicy zarzucali nagminne wybijanie stad tuczników nawet w miejscowościach odległych od ogniska, jak przypomniał to sołtys z Husinki.
Wielu mówców i zadających pytania zwracało uwagę na pozostawione duże watahy dzików i marne efekty polowań myśliwych.
Działacze związkowi i samorządowi krzyczeli, że nie dopuszczą do wybicia świń należących hodowców Ewy i Jana Biernackich z Rudnik pod Międzyrzecem, gdzie przed kilkoma dniami w głośnym proteście zablokowali akcję lekarzy weterynarii. Pani Ewa najpierw zabrała głos skarżąc się wiceministrowi na to, że nagle przyjechała ekipa do wybijania jej świń hodowanych zgodnie z bioasekuracją, a ona ma odznaczenie przyznane przez ministra rolnictwa. Później do kamer wyjawiła, że chce, żeby wreszcie zlikwidowano tę hodowlę, a tylko działacze blokują dojazd do gospodarstwa...
Główny lekarz weterynarii starał się wyjaśniać, że na całym świecie nie ma leczenia ASF, a wybijanie świń w ogniskach i wokół 3-kilometrowej strefy zapowietrzonej jest konieczne i zgodne z prawem, aby ograniczyć epidemię i dać szansę o przyszłości na odtworzenie hodowli. Minister zapowiadał dopłaty i rekompensaty oraz rozszerzenie tego systemu na żółtą strefę. Organizator spotkania poseł Adam Abramowicz był zadowolony z jego efektów i z dotarcia do protestujących z argumentami wysokich urzędników ministerstwa.
Więcej o wydaniu papierowym Wspólnoty.