Kilkanaście dni temu 67-letnia Maria Żeleźnicka i jej 4,5-letnia wnuczka Lenka Słabczuk były same w domu w Kościeniewiczach. Dziewczynka mieszka w Białej Podlaskiej, ale kiedy jej mama ma 12-godzinny dyżur w szpitalu, niekiedy przebywa w tym czasie u babci na wsi. Było już po śniadaniu. Pani Maria zaczęła przygotowywać obiad. Lenka poprosiła o groszek z puszki, który bardzo lubiła. Babcia otwierając puszkę upadła na podłogę.
Działała profesjonalnie
- Mama opowiada, że poczuła szum w uszach i po chwili upadła. Była przytomna. Lenka podbiegła, wyciągnęła rączkę i mówiła: babciu, ja ci pomogę wstać. Ale mama nie dała już rady. Lenka chwyciła jej telefon, ale ponieważ nie umiała odblokować ekranu, podała mamie, mówiąc dzwoń na 112, szybko dzwoń na 112. Mama nie była w stanie, więc Lenka pobiegła po pomoc, a wybiegając z domu, wyłączyła palnik gazowy na kuchence. Ja nie wiem, jak ona to zrobiła, bo przecież my nie mamy w domu kuchenki gazowej - opowiada Magdalena Domańska, mama Leny.
(…)
Więcej w elektronicznym (CZYTAJ TUTAJ) i papierowym wydaniu Wspólnoty (dostępnym w punktach sprzedaży).