O rzekomej fatalnej sytuacji w stadninie koni kilka dni temu poinformowała "Rzeczpospolita". Według ich wiedzy, z rozmów ze specjalistami od hodowli zwierząt wynikało, że w stadninie jest coraz gorzej. Publikacja odbiła się szerokim echem w kraju.
Fatalne warunki
– Nie ma pełnowartościowej paszy. To, czym karmią konie, woła o pomstę do nieba. Zważono worek owsa i okazało się, że zamiast 50 kg ma wagę około 30 kg, bo to są plewy, a nie owies. Dobrze, że po ostatnich deszczach jest więcej trawy i zaczęły wychodzić na nią konie – mówi źródło gazety.
Poza tym wspomina również o braku opieki weterynaryjnej i kowala, co skutkuje tym, że konie mają nieprzycinane kopyta.
- Trudna jest sytuacja ekonomiczna. Klacze wylicytowane na zimowej aukcji się wyźrebiły i nie wiadomo, czy klienci za nie zapłacą – dodaje.
Wyssane z palca
Zapytaliśmy Marka Gawlika, prezesa janowskiej stadniny, jak odnosi się do zarzutów, które pojawiły się w gazecie. Stwierdził, że się z nimi nie zgadza. Nie chciał szerzej komentować konkretnych zarzutów.
- Staramy się sprawić, żeby tutaj działo się naprawdę światowo. Źrebaki nie padają z głodu w stadninie. Takie są fakty. A to, co przedstawiła gazeta, to są wyssane z palca informacje. Jesteśmy na przednówku. Oczywiście, zdarza się siano i słoma, które są trochę gorsze. Ale my je przebieramy i odkładamy na bok. To nic nadzwyczajnego - tłumaczy prezes stadniny.
(…)
Więcej w elektronicznym (CZYTAJ TUTAJ) i papierowym wydaniu Wspólnoty (dostępnym w punktach sprzedaży).
