Dorastał w Kołczynie, niewielkiej miejscowości położonej w gminie Rokitno, dokąd przeprowadził się z matką w 1989 roku z Żar. Muzyczny samouk, ukończył I Liceum Ogólnokształcące im. Józefa Ignacego Kraszewskiego w Białej Podlaskiej. Na przełomie trzeciej i czwartej klasy założył z przyjaciółmi zespół rockowy o nazwie "Śrubokręt". Pracował jako wolontariusz muzyczny, uczył za darmo muzyki w szkole podstawowej.
Wymyślił sękacze
Po okresie wojska Witek wyjechał do Warszawy. Prowadził agencję poligraficzną. Sprzedawał samochody w salonie Toyoty. - Kiedyś wymyśliłem sobie, że będę robił sękacze. Jeździłem po Podlasiu. Odwiedzałem stare baby. Patrzyłem jak robią ciasto. Podłapałem przepis i pomyślałem, że w stolicy nie można kupić sękaczy, więc wypełnię tą lukę. Wynająłem halę w Konstancinie, kupiłem mieszalnik i siedziałem przy sękaczach, umazany w jajach, bo do jednego ciasta trzeba aż 40 sztuk. Tak się urobiłem, gorąco od pieca. Jestem dynamiczny i masakrą było siedzenie po kilka godzin, żeby wyszło to cudo. Rozczarowaniem był fakt, że w Warszawie nie chcieli tego kupować. Było za drogo. Kroiłem na krążki, sprzedawałem na sztuki. Doszło do tego, że zapożyczyłem się, popadłem w długi - wspominał kilka lat temu.
120 zł w dwie godziny
Przełomowym momentem w życiu Witka było spotkanie Dominiki na ulicy w Warszawie, która grała na skrzypcach. - Następnego dnia wziąłem sprzęt i wyszedłem grać. Niebiosa wysłały mi jakiś znak i pokazały, że można tak żyć. Grałem dwie godziny w tunelu w centrum. Siedziałem na schodach i tylko grałem. Znałem kilka melodii. Trzeba powiedzieć sobie jasno, że nie zamierzałem śpiewać. Miałem dosyć mielenia jęzorem w pracy handlowca, gdyż chwilę wcześniej sprzedawałem energię. Słyszałem wiele słów, słów bez pokrycia. Obiecywania, z którego nic nie wynikało. Zarobiłem 120 złotych, bez żadnych faktur, rachunków, roboty - opowiadał.
Wygrany zakład
Witek wyszedł na ulicę. Zaczął grać. - Założyłem się z kumplem, że zarobię na ratę, która wynosiła 3000 zł. 1 lipca rozpoczął się zakład. Na koniec miesiąca miałem 3200 zł za granie. Później 3400 zł. Spisywałem zarobek. Pewnego dnia stwierdziłem, że nie ma sensu tego robić i zarabiać na ratę. Chciałem żyć normalnie, więc nie płaciłem rat. Tak jest do dzisiaj - twierdził.
Zaczęło się od "Hanki"
Zamiast na uczelnię, Witek zaczął codziennie chodzić na miasto i grać. - Na początku szukałem dobrych "miejscówek". Grałem, ale z czasem stawało się nudne granie gdzieś w przejściach. Wymyśliłem chodzenie po starych kamienicach starej Warszawy. Było pięknie. Każde podwórko to jak scena. Grałem tylko melodie. Nie sądziłem, że będę śpiewał. Zmieniło się to w momencie, kiedy kiedyś zaśpiewałem piosenkę "Hanko". Ludzie to zauważyli. Spodobał się im mój głos. Połączyłem grę na akordeonie ze śpiewem - twierdzi.
Na bosaka
Witek nie byłby sobą, gdyby zachowywał się jak inni muzycy. - Chodziłem boso. Dlaczego? Tak było od małego. Na wsi nie zakładałem butów. Zawsze było i jest mi gorąco, nawet w japonkach. Do tego ziemia oczyszcza, daje moc - mówił.
"Polak potrafi"
Pewien mężczyzna podpowiedział Witkowi, żeby skorzystał z platformy crowdfundingowej "Polak potrafi". - Moje kompozycje cieszyły się popularnością i udało się zebrać 34 tys. zł w półtora miesiąca i wytwórnia Warner Music Polska wydała płytę. Nigdy nie sądziłem, że będę umiał komponować. Grałem, ale nie śpiewałem. Robię to od półtora roku, a napisałem już 47 piosenek - opowiadał przed laty.
Więcej już we wtorek we Wspólnocie.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.