Pan Andrzej pochodzi z Polubicz Dworskich (gmina Wisznice). Na co dzień pracuje jako kierowca ciężarówki. Od kilku lat pływa łodziami kabinowymi, otwartymi, ale zawsze motorowymi. Jego najdłuższy pobyt na łodzi, to około sześć tygodni - m.in. na Mazurach. Teraz chce przepłynąć własnoręcznie zbudowaną tratwą 5 tys. kilometrów aż do Morza Czarnego.
Największa podróż
- Troszeczkę pomysł wziął się z internetu. Oglądałem filmy na YouTube, gdzie były wyprawy i spływy tratwami po Wiśle, Warcie, czy Dunajem. Chciałem to wszystko połączyć. Stwierdziłem, że dosyć długo pływam, chcę zrobić coś większego. Około rok temu, jeszcze przed rozpoczęciem sezonu żeglarskiego, urodził się pomysł, że zbuduję tratwę i zrobię taką wyprawę - tłumaczy pan Andrzej.
Najpierw sprawdzał trasę, którą chce przepłynąć, czy da się nią przedostać na tratwie. W lutym br. zaczął budować tratwę.
Tratwa na ukończeniu
Na początku był przekonany, że tratwę zbuduje w trzy dni do tygodnia maksymalnie. Ma ona rozmiary 6 x 2,5 m. Płynie na 12 plastikowych beczkach (po 6 beczek z każdej strony). Do nich przymocowana jest drewniana podłoga, na której stoi namiot. Tratwa ma silnik, który będzie ją napędzał.
- Zostało jeszcze kilka dni, żeby ją wykończyć. Sama budowa tratwy to jedno. To jeszcze cała logistyka. Musiałem sprawdzić wszystkie śluzy, czy są otwarte na tej trasie, sprawdzić pobieżnie przepisy, bo płynę m.in. przez Serbię. Tutaj może być problem, bo jest normalna granica. Nie do końca mogłem się dowiedzieć, jak wyglądają tam przepisy, ale liczę na wyrozumiałość ludzi - tłumaczy podróżnik.
Mogą być problemy?
Jak wyjaśnia, pierwszy problem z przeprawą może być jeszcze w Polsce, a konkretnie w Kozienicach, gdzie Wisła jest zwężona. Nie ma tam normalnej przeprawy, czyli zrobionej śluzy. Trzeba przepłynąć nad kamieniami. To pierwszy punkt, gdzie pan Andrzej mówi, że może zakończyć podróż.
- Potem m.in. rzeka Ren, gdzie muszę płynąć ok. 600 km pod prąd. To problem, bo z tego co czytałem podają, że Ren przy normalnym stanie wody ma prędkość wody 4-7 km na godzinę. Moja tratwa osiągnęła podczas testów 10 km/h. Najgorszy będzie ten odcinek. Jeżeli się okaże, że silnik jest za słaby, będę szukał używanego, żeby przepłynąć ten odcinek - zapowiada.
Pan Andrzej będzie nocować na trawie, zamontowany zostanie tam namiot.
- Nie chcę robić dużej zabudowy, ze względu na ciężar. Wisła jest słabo uregulowana i jest dużo mielizn. Jeśli wpłynę na mieliznę, musi być lekka, żebym był w stanie ją wypchnąć. Poza tym, im lżejsza zabudowa, tym większa prędkość maksymalna. Na tratwie będzie też kawałek zadaszenia, chroniący chociażby przed słońcem - tłumaczy.
Panu Andrzejowi pomagała rzesza ludzi. Począwszy od sąsiada - Mirosława Zieniuka, u którego buduje się całą tratwę.
- Wątpię, żebym bez niego dał radę. Pojechaliśmy też do znajomego w tartaku. Właściciel dał mi swoje drzewo, za które nie zapłaciłem ani złotówki. Ciężko wspomnieć, wszystkich którzy pomogli, ale to rzesza ludzi. Jedna osoba z ciągnikiem pomogła podnieść tratwę, postawić na lawecie. Nie byłbym sam w stanie tego zrobić - mówi podróżnik.
Wyzwanie i marzenie życia
- Co mi to da? Na pewno wielki uśmiech, tu nie chodzi o to, żeby przepłynąć trasę, tylko po prostu płynąć. To coś niesamowitego. Kraj od strony wody wygląda zupełnie inaczej. Na pewno będę chciał coś pozwiedzać, zatrzymać się. Będę chciał zrobić zdjęcia i wstawić je na Facebooka. Jeżeli chodzi o samotność, cóż jestem kierowcą, więc też długo jestem sam. Nie ma z tym problemu - zapewnia.
To wyzwanie i jednocześnie marzenie życia.
- Mam nadzieję, że to wszystko zrealizuję tak jak chciałem i zaplanowałem. Po drodze przewiduję niedogodności. W najgorszym wypadku jeżeli będzie śluza zamknięta lub jakaś awaria, to specjalnie budowałem tratwę o szerokości 2,5 m, żeby ją można było wsadzić na lawetę i przewieźć kawałek dalej - mówi pan Andrzej.
Obecnie do zakończenia przygotowań na wyprawę, brakuje pieniędzy. Koszt wyprawy to ok. 17-20 tys. zł. Powstała zrzutka internetowa, gdzie można wpłacać pieniądze. Sponsorzy dołożyli ok. 8 tys. zł. Pan Andrzej posiada też swoje oszczędności. Brakuje jednak jeszcze ok. 5 tys. zł. Wyprawa rozpocznie się 3 maja, wtedy też pan Andrzej wyruszy Wisłą z Kazimierza Dolnego.
Gmina wspiera wyprawę
Wyprawę patronatem objęła gmina Wisznice. Przygotowała m.in. bandery z logo gminy, którą pan Andrzej powiesi na tratwie.
- Niewątpliwie to promocja gminy, tak to postrzegamy. Dziękujemy panu Andrzejowi, że chce promować na wyprawie gminę, będziemy pomagali na tyle ile jesteśmy w stanie - mówi Piotr Dragan, wójt gminy Wisznice.
- To wielki śmiałek, dwa miesiące na łodzi w samotności, gdzie się będzie płynęło pod prąd, to trzeba mieć odwagę i śmiałość. Nie możemy wspomóc finansowo, natomiast w tym momencie możemy kupić flagę i materiały promocyjne. Prosiłem kilku sponsorów, by go wsparli. Myślę, że była bardzo pozytywna reakcja. Cieszę się, że wszystko doszło do skutku - podsumowuje.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.