Sprawa stała się głośna w lipcu 2020 r., kiedy bialska Prokuratura Rejonowa skierowała akt oskarżenia dotyczący wówczas 42-letniego Marka B. do Sądu Okręgowego w Lublinie.
Najpierw, od 2003 r., Marek B. pracował jako kasjer w terespolskim oddziale Banku Spółdzielczego z Łomaz. Awansował i w latach 2007-2012 r. był już dyrektorem oddziału. Prokuratura ustaliła, że w tych czasach wykonał on kilkadziesiąt przelewów kwot o różnej wysokości z kont dwóch klientów placówki na rachunek swój i dwóch krewnych. Jeden z poszkodowanych stracił 365 tys. zł, drugi prawie 48 tys. zł.
Przelewy "za marchew i kapustę"
Pierwszy z nich był rolnikiem. To on poprosił dyrektora banku, aby dostępu do oszczędności z jego konta nie miała żona. Dyrektor przelewał zatem pieniądze tego znanego mu klienta - J. H. na tajemnie utworzone konta swego teścia i szwagra lub na swój rachunek. Operacje tytułował jako "za marchew i kapustę" lub "zbierak do cebuli".
Rolnik posłusznie kwitował polecenia przelewów, gdyż Marek B. podsuwał mu dokumenty do podpisania. Poszkodowany zeznał śledczym: – "Podpisywałem. Mówił, że tak trzeba!"
W trakcie śledztwa ustalono, że teść i szwagier Marka B. nawet nie domyślali się, iż dyrektor jest zdolny do przestępczej działalności. Teść nie wiedział o koncie założonym na jego nazwisko, a szwagier dał 42-latkowi pełnomocnictwo i nie sprawdzał operacji na rachunku.
Prokuratura zarzuciła także Markowi B., że miał ukraść ponad 33 tys. zł z rachunku innego klienta – R.S. Oszukał tego terespolanina, iż jego konto zostało zajęte przez bank, ponieważ osoba, której był poręczycielem kredytowym, rzekomo nie spłaca długów. Dogadali się obaj, że dyrektor wyprowadzi oszczędności z konta R. S., by nie zostały zajęte na poczet rzekomych długów.
Niestety, poszkodowany posłusznie podpisywał większość zleceń przelewów. Gdy ostatecznie chciał wypłacić z banku swoje oszczędności, okazało się, że nie ma ani grosza. Marek B. usiłował mu wyjaśnić, że bank zajął jego pieniądze, gdyż jego kolega nie spłaca kredytu. Z konta klienta w sumie wypłacono ponad 48 tys. zł. Kiedy złożył reklamację, Marek B. zwrócił mu 20 tys. zł. Bank uznał reklamację zaledwie na ok. 7 tys. zł.
Po tym skandalu w maju 2012 r. zakończyła się kariera bankowa terespolskiego szefa.
"Rozkręcał interes"
Kolejny zarzut prokuratury dotyczył wyłudzenia ponad 104 tys. zł przez Marka B. w latach 2012-2014 od trzech osób. Śledczy ustalili, iż pożyczał pieniądze na "rozkręcenie interesu", m.in. uruchomienie żwirowni. Oczywiście Marek B. nie zrealizował żadnych inwestycji, a z pożyczonych ponad 100 tys. zł zwrócił zaledwie 2 tys. zł.
W trakcie śledztwa nie przyznał się do winy. Twierdził, że nic nie jest winien klientom banku, gdyż umawiał się z nimi na przelewy. Zaprzeczał, by brał pożyczki u trzech pokrzywdzonych.
Sąd Okręgowy w Lublinie wydał wyrok, uznając Marka B. za winnego zarzucanych przez prokuraturę czynów. Zaznaczył, że jako dyrektor oddziału banku wykorzystał informacje stanowiące tajemnicę banków i wprowadzając nowe zapisy danych informatycznych w postaci nieautoryzowanych zleceń przelewów, dokonał kradzieży mienia znacznej wartości od dwóch klientów.
St. inspektor Magdalena Dobosz z biura prasowego Sądu Okręgowego w Lublinie poinformowała nas również, że sąd uznał Marka B. za winnego oszustw w Terespolu, gdy pod pozorem założenia intratnej działalności gospodarczej, obiecywał trzem pokrzywdzonym nieokreślone korzyści majątkowe, pożyczał od nich dziesiątki tysięcy złotych (łącznie 104,5 tys. zł) i nie zwrócił tych pieniędzy.
Za te elektroniczne oszustwa i zwykłe oszustwa lubelski sąd skazał Marka B. na cztery lata pozbawienia wolności i 22 tys. zł. grzywny. Ma zwrócić poszkodowanym 425 250 zł!
Wyrok jest prawomocny.
Autor: Marek Pietrzela
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.