reklama
reklama

Chcemy budować społeczeństwo obywatelskie i autentyczny samorząd

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Chcemy budować społeczeństwo obywatelskie i autentyczny samorząd - Zdjęcie główne

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Informacje bialskie O czterech latach stowarzyszenia Biała Samorządowa, patrzeniu władzy na ręce i planach na przyszłość rozmawiamy z Bogusławem Broniewiczem, przewodniczącym Rady Miasta.
reklama

Minęły cztery lata od kiedy powstało stowarzyszenie Biała Samorządowa, którego jest Pan prezesem. Jak można podsumować ten czas?

  – Cztery lata to długo i krótko. Myślę, że ten czas działalności stowarzyszenia w mojej ocenie jest niezwykle owocny. Trudno budować coś od podstaw, ale dzięki zaangażowaniu założycieli i ludzi, którzy później do nas dołączyli, jesteśmy tu, gdzie jesteśmy. Udało nam się dwa lata temu wprowadzić trzech radnych do Rady Miasta. Myślę, że niewiele osób w Białej Podlaskiej myślało, że to się nam powiedzie. Uważamy, że to był sukces w wymiarze samorządowym. Ale czteroletnia działalność w oparciu o deklarację ideową, która za najważniejszą rzecz przyjmuje walkę o autentyczny samorząd i budowanie społeczeństwa obywatelskiego, to też sukces. Szliśmy do wyborów z hasłem "Budzimy Społeczność". Niektórzy pukali się w głowę i pytali: o co tym ludziom chodzi? Ale w mojej ocenie obudziliśmy mieszkańców miasta. Pokazaliśmy im, że bez głosu normalnych, "szarych" ludzi, nikt nie może podejmować ważnych decyzji dla miasta. To też sukces w wymiarze ludzkim, ideowym, czy życiowym. Na pewno były potknięcia, tego nikt nie uniknie. Były błędy.

reklama

 

Zaczynaliście w innym składzie?

– Tak, jest płynność członków. Część ludzi odeszła, część dołączyła. Ciągle słyszymy głosy ze strony mieszkańców, że chcą wstępować do naszego stowarzyszenia. Przyjmujemy ich, nie ma żadnych ograniczeń. Nie patrzymy w momencie przyjmowania, kto skąd przychodzi, jakiego jest pochodzenia, wyznania, czy orientacji seksualnej lub politycznej, tylko jakim jest człowiekiem. Czy chce funkcjonować w oparciu o zasady, które wdrożyliśmy na samym początku, czyli uczciwość, jawność i szczerość. W moim przekonaniu to się sprawdza i łatwiej jest zarządzać takim projektem, jeśli człowiek wie, że ma do czynienia z ludźmi, którzy go nie okłamią, wierzą, w to co robią. To ciężkie i trudne lata, ale przynoszące satysfakcję. Spotkaliśmy się w momencie, gdy startowaliśmy w wyborach z opinią, że wnosimy do życia publicznego "nową jakość". Tylko dziwi mnie, że ta nowa jakość to jest przywracanie takich oczywistych standardów w życiu społecznym, a także w życiu samorządu, jak odpowiedzialność za słowo, mówienie prawdy, poruszanie się w obrębie przepisów i działanie w ich ramach. Jest takie powiedzenie o misiach, często ludzie z sektorach publicznego mówią "mi się" wydaje. My, jeśli zabieramy głos, nazywamy rzeczy po imieniu, widzimy dany problem. My nie krytykujemy po to, żeby krytykować i zaistnieć, tylko robiąc to wskazujemy możliwe rozwiązania do przyjęcia.

reklama

 

Jednym z założeń stowarzyszenia było "patrzenie władzy na ręce"?

– Zgadza się. Nie patrzymy na to, skąd pochodzi władza. W momencie, kiedy weszliśmy do Rady Miasta też mówiliśmy, że będziemy patrzyli władzy na ręce. I niektórzy pytali, co oni gadają? Jak to jest możliwe? Bo były sytuacje, które były odczytywane, że my jesteśmy w koalicji, że jesteśmy podporządkowani i będziemy robić to, co nam się każe. Cały czas powtarzamy partnerom, z którymi podejmujemy współpracę, że ona musi być oparta na wzajemnym szacunku podmiotów i braku prób podporządkowania jednych drugim. My nie staramy się podporządkować żadnego partnera pod profil stowarzyszenia, szanując odrębność, czy to ideową, czy życiową. Szanujemy to, będziemy współpracowali pod jednym warunkiem: szacunek przynależny nam też powinien być. A z tym bywa różnie. My wiemy, po co powstaliśmy, po co poszliśmy do samorządu. I jakieś kombinacje, czy próby lawirowania będziemy wyłapywali i pokazywali mieszkańcom, by o tym wiedzieli. Nie może być tak, że polityka ma swoją kuchnię zarezerwowaną dla bezpośrednich uczestników polityki. I jeśli tak się mówi, to znaczy, że ma się coś do ukrycia.

reklama

 

A Wy nie macie nic do ukrycia?

– Jako stowarzyszenie nie mamy nic do ukrycia. Wszystko jest robione w sposób jawny, jeśli mamy zdanie na jakiś temat, to zdanie to artykułujemy. Może się ono komuś nie podobać, możemy podjąć dyskusje. Ale to powinna być dyskusja na argumenty i my z takimi partnerami, nawet jeśli się różnimy, podejmiemy dyskusje. Natomiast, jeśli to jest kłamstwo i obelgi, insynuacje, to z kim i o czym rozmawiać? To nie poziom i płaszczyzna do jakiegokolwiek porozumienia. To jeden z elementów, którzy ludzie muszą sobie przypomnieć i nauczyć. Lepszym politykiem jest się wtedy, kiedy rozwiąże się więcej problemów "szarych" ludzi. Polityka powinno się rozliczać z tego, co zrobił, a nie co mówi. Nie uważamy się za ciało polityczne, ale w jakimś stopniu w tej polityce lokalnej uczestniczymy. Robimy i nie czekamy na oklaski, tylko robimy dalej. Słuchamy ludzi i staramy się wyrażać pomysły osób, które niekoniecznie są nam przychylne, ale mówią, co zrobić. My to rozpatrujemy i przenosimy na wyższy poziom.

reklama

 

Oprócz wprowadzenia swoich ludzi do Rady Miasta, stowarzyszenie zajmuje się również akcjami prospołecznymi. Co udało się zrobić?

– Było dużo akcji. Jedną z fajniejszych była próba ukwiecania naszego miasta. Sadziliśmy krokusy i będziemy je dalej sadzić. W tej chwili utrudnia nam to pandemia, ale krokusy, które zakupiliśmy w ubiegłym roku, znalazły swoje miejsce. Z własnych składek i zrzutki publicznej kupiliśmy ogromne serduszko i postawiliśmy je przy Szkole Podstawowej nr  5. To serduszko-kosz spełnia zadanie, jest zapełniane nakrętkami, a one są przekazywane na cele charytatywne. Były też przedświąteczne zbiórki na rzecz biednych. To szereg działań. Tam, gdzie możemy pomóc, będziemy to robić.

 

Z czym zgłaszają się mieszkańcy do stowarzyszenia?

– Mnie cieszy, że coraz więcej ludzi, uważam to za wygraną stowarzyszania, przychodzi do nas i mówi, co w ich mniemaniu powinno ulec poprawie w mieście. Chodzi np. o byt indywidualny, kwestie własnościowe, relacje mieszkaniec – Urząd Miasta. Naprawdę jest tego dużo. Najbardziej cieszy mnie to, że po raz pierwszy w historii miasta użyto narzędzia, które nazywa się obywatelska inicjatywa uchwałodawcza. I oby ich było jak najwięcej. Oczywiście powinny być dobrze przygotowane merytorycznie. Na pewno ja, jako przewodniczący, będę takie projekty kierował pod obrady, do rozstrzygnięć.

 

Jakie są plany stowarzyszenia na przyszłość?

– Na pewno musimy poprawić komunikację wewnątrz stowarzyszenia. W Radzie Miasta planujemy sporo inicjatyw, wynikających z rozmów z mieszkańcami i z naszymi członkami. Na pewno będzie to codzienna praca na rzecz miasta i rozwoju stowarzyszenia. Myślimy już powoli o wyborach samorządowych za trzy lata. Będziemy starali się rozmawiać z ludźmi w celu kompletowania list, bo te dwa lata pokazały, że w tej partyjnej młócce potrzebne jest zdrowe podejście obywatelskie do pewnych spraw. Zauważyłem zmianę narracji uczestników dyskursu podczas sesji. Wszyscy mówimy teraz praktycznie jednym głosem: "to my jesteśmy wynajęci przez mieszkańców", "to mieszkańcy nas wybrali". Tylko często te rozwiązania, które są podejmowane, niekoniecznie służą mieszkańcom. Poza tym obudowane to jest w taki sposób, że mieszkaniec na dobrą sprawę nie wie, o co chodzi. Jeśli się mówi, że "znajduje się jakieś pieniądze"... to jak je można znaleźć? Po prostu przesuwa się je. Trzeba mówić otwarcie: zrobimy tyle, na ile się zrzucimy. Jako stowarzyszenie mówiliśmy o bezpłatnej komunikacji miejskiej, wiedzieliśmy, że ona kosztuje i ile. Wiedzieliśmy, gdzie przesunąć środki i akcenty w budżecie, żeby móc ją sfinansować. To nie jest myślenie abstrakcyjne, jak się niektórym wydaje. Nie jesteśmy efekciarzami, tylko staramy się działać efektywnie, by uzyskać cel i wiem, że nam to dobrze wychodzi. Ale trzeba pewne rzeczy poprawiać, żeby nam to wychodziło jeszcze lepiej.

 

Jak przyjął Pan wynik głosowania w sprawie odwołania pana z funkcji przewodniczącego Rady Miasta? Ostatecznie pozostaje Pan na stanowisku, w głosowaniu był remis.

– Wynik głosowania przyjąłem z ogromnym zdziwieniem. Nie wiem, co się stało na ostatniej prostej, że taki, a nie inny wynik padł. Poddałem się tej procedurze w sposób spokojny. Coś się "wykrzaczyło". Ten wniosek został złożony, żeby mnie odwołać. Tylko po to. To zbójeckie prawo radnych, że mogą mnie odwołać. Ale pod prawdziwymi powodami. A ten stek kłamstw, który jest we wniosku, jest poniżej przyzwoitości. Tam nie ma ani słowa prawdy. Jeśli przykładowo mówią, że kogoś obrażałem, to proszę znaleźć dowód na to, że ja komuś "wcinam" się w wypowiedź. Nigdzie się nie wcinam. Ja wykonuję swoje obowiązki, które są zapisane w ustawie o samorządzie gminnym i w statucie miasta. Przyjmuję ten werdykt z pokorą. Bez względu na to, czy byłbym odwołany, czy nie, nadal będę wykonywał mandat radnego w taki sposób, jaki mnie nauczono i jaki określono w stowarzyszeniu – rzetelnie, spokojnie z myślą o mieście i mieszkańcach, a nie o sobie.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama